7 najgorszych filmów historycznych, na które czekali Polacy

0
0
0
/

Lista najnowszych polskich produkcji filmowych: od „najlepszego z najgorszych” do najbardziej rozczarowującego, które z utęsknieniem wyglądane, a z zawodem oglądane były przez patriotyczną część społeczeństwa.

 

1. Kamienie na szaniec (2014), reż. Robert Gliński, ocena: najlepszy z najgorszych

 

Film byłby całkiem niezły (nie cierpi się z nudów przy oglądaniu), gdyby nie fakt, że już w pierwszych dwudziestu minutach pojawiają się zupełnie odrealnione sceny, umaczające bohaterów w błocie. Dokonują one zupełnie sztucznego odarcia pokolenia walczącego o niepodległość z cech, które mogą młodym Polakom imponować. Z ludzi wychowanych w II RP, w duchu patriotyzmu i odpowiedzialności robi się „gówniarzerię”, na wzór niektórych rozwydrzonych członków współczesnego pokolenia, nie odważnych, lecz głupich (Tylko po to, by nadawać zrozumiale do tych ostatnich, rezygnując z zaprezentowania wzorów do naśladowania).

 

Z ich rodziców - (Ojciec zarówno „Zośki” jak i „Rudego”), pokolenia walczącego o niepodległość, wychowującego ich właśnie w tym duchu patriotycznym, zamiast pokazać mądrość - robi się tchórzy. Siostra Macieja Aleksego Dawidowskiego daje się poznać jako próżna i kapryśna, podobnie „sympatia” Janka Bytnara, z którąż to dochodzi do błyskawicznej sceny rozbieranej. Pociąg seksualny, w stylu - zupełnie innego rodzaju amerykańskich filmów, niczym lux torpeda powoduje szybkie ściąganie z siebie ubrania młodych bohaterów. Litości. A to dopiero początek filmu. Produkcja nakreśla postawę patriotyczną pod lekkim znakiem zapytania.

 

2. Miasto 44 (2014), reż. Jan Komasa, ocena: z lekka kiepski

 

Miał być wielki hit i megaprodukcja patriotyczna. Tymczasem ten film, to pójście o krok dalej w stosunku do „Kamieni na szaniec”, pod względem nadania mu niezbędnej „nowoczesności” w stylu najbardziej charakterystycznych i kontrowersyjnych reżyserów zachodnich. W pewnych momentach bywa to po prostu komiczne, lecz szkoda, że ośmiesza bohaterów. Producenci posuwają się dalej także pod względem „odbrązowienia” młodych członków podziemia. Film, zrealizowany przy udziale pasjonatów, ze świetnymi pomysłami reżyserskimi, momentami z kamerą trzymaną przez mistrzowską rękę, które to cechy mogłyby się stać arcydziełem. Jednak zrezygnowano z tego na rzecz wątpliwego przesłania.

 

Mowa o przesłaniu pacyfizmu, które z akowców (Nawet nie samego dowództwa, co jest tak szeroko dyskutowane!) robi kompletnych, odrealnionych kretynów (czasami stuprocentowych łajdaków), którzy są winni hekatomby miasta. A Niemcy, pomimo ukazanej ich zbrodniczości, są w zasadzie niemal w tym samym stopniu jak powstańcy: dobrzy i źli. Sceny będące iskrzącym seksualnym show są jednak niczym przy propozycji współżycia, złożonej przez jednego z młodych dowódców AK jednej z bohaterek filmu, w zamian za przepustkę (Sic!). Ta rozbija mu figurkę Matki Boskiej na głowie (!). Film mógł być świetny, a niesie ze sobą wątpliwe przesłanie, dotyczące wzoru postaw oraz patriotyzmu. Nie pomaga w tym brutalny realizm scen, który jest uznawany przez wielu za jego kapitał. Pojawiające się na ekranie tchórzostwo dodane jest oczywiście gratis.

 

3. Tajemnica Westerplatte (2013), reż. Paweł Chochlew, ocena: solidna klapa

 

Kolejny film, który poddaje w wątpliwość już nie sam patriotyzm, lecz dyskutuje o tym, co jest wartością patriotyczną: heroiczna walka, by wiązać oporem kawałek sił niemieckich, czy może poddać się i zachować życie. Momentami dość nudnawy, a jego nacisk położony jest na ciągłe awantury, ekscesy lub wymiany zdań polskich żołnierzy: czy się poddać. Od czasu do czasu walczą, jednak ekspresji tej walki nie widać i nawet nie można się domyślić, iż w rzeczywistości obrońcy Westerplatte odparli kilkanaście szturmów czy wypadów. Przez to wszystko hymn odśpiewany na końcu filmu, po decyzji o kapitulacji, w ogóle widzów nie porywa. Jest sztucznym dodatkiem, który ma to wszystko zaszpachlować. Nie udaje się to, ani trochę.

 

Tymczasem na sali kinowej pod adresem kpt. Dąbrowskiego padały słowa młodych widzów: „Ale debil”, „To głupek”, lub pojedyncze wybuchy śmiechu. Dobre zdjęcia niestety nie zmieniają w tym filmie za wiele. Pomyśleć, że reżyser pod presją kancelarii prezydenta Kaczyńskiego i tak zrezygnował z różnych dziwnych scen. Przykładem może służyć onanizm żołnierza, czy sikanie jednego z nich na portret Rydza Śmigłego, który wymieniono na polski plakat patriotyczny. Dość żenującym jest przypomnieć sobie, że kancelaria prezydenta, dzięki której i tak zmodyfikowano przekaz na korzyść - została zaatakowana przez mainstreamową prasę i środowisko reżyserskie za tłumienie wolności sztuki...

 

4. Bitwa Warszawska 1920 (2011), reż Jerzy Hoffman, ocena: fatalny

 

Czekano na ten film, niemal jak na zbawienie. W produkcji pomagali pasjonaci rekonstrukcji, patrioci i zapaleńcy militariów. I ta pomoc, a mianowicie sceny batalistyczne z ich udziałem, to jedyny jasny punkt filmu, którego całość stanowi prymitywną historyjkę, bez wyrazu i głębi.

 

Bolszewicy są tam bardziej śmieszni niż straszni (Ich dowódca nawet sympatyczny), a polscy oficerowie lub przełożeni w zasadzie też są prymitywami, dwulicowcami lub chamami. Z nich najbardziej charakterystycznym jest oficer mający ochotę na bohaterkę graną przez Nataszę Urbańską. Widz nie ma też absolutnie wrażenia, czego uniknęli Polacy, tj. co zawdzięczają heroizmowi i poświęceniu Wojska Polskiego, bo choć brutalność w większości omawianych produkcji jest uwzględniona, jako podkreślająca realizm, tu akurat potraktowana jest w charakterystyczny sposób. Film nudny, wysysający atrakcyjność z najbardziej heroicznego oraz inspirującego fragmentu polskiej historii i spłycający go maksymalnie. Cała ta historyjka jest tak sztuczna, że widz w ogóle nie czuje tego co widzi na ekranie.

 

5. Był sobie dzieciak (2013), reż. Leszek Wosiewicz, ocena: absolutne dno

 

Film, który już w swoim założeniu pokazuje historię wahania młodego człowieka z Pokolenia Kolumbów, między pójściem do powstania, a romansem z piękną volksdeutschką, która pomaga tropić powstańców. Moralne wahania bohatera są tyleż napompowane fascynacją (w tym seksualną), co tak zadziwiająco naiwne, iż czasami jest to naprawdę niezwykłe. O fakcie, że miał uciec przebrany w strój kobiecy, niczym książę Konstanty, nie wspomnieć. Jednym z filmowych elementów jest pobyt po „drugiej stronie frontu” u Niemców, którzy zbiorowo współżyją z omawianą bohaterką (Na szczęście nie jest to pokazane). Doznania seksualne, a raczej homoseksualne od jednego z nich ma sam bohater. Na końcu znajduje swego ojca, „powstańczą szychę” i przystępuje do zrywu, czego rodzic chce mu zabronić, „bo to wszystko nie ma sensu”. Film nudnawy z fatalnym przekazem moralnym. Niestety nie ratuje go nawet, tak wyrazista aktorka jak Magdalena Cielecka.

 

6. Bitwa pod Wiedniem (2012), reż. Renzo Martinelli, ocena: dno plus metr mułu w głąb

 

Kolejny wyczekiwany film, będący międzynarodową koprodukcją z polskim udziałem. Gdy producentom brakowało pieniędzy, a strona polska mogła się nie dorzucić - istniała groźba, że polski udział w bitwie zostanie zminimalizowany. Okazuje się, iż nie uwzględnienie go w tym filmie, nie tylko nie zaszkodziłoby Polakom, a wręcz i pomogło (Można było np. zrobić własny bez zmęczenia tematu na kilka, kilkanaście lat, które to jest największą wadą opisywanych filmów). Jego odrealnienie, nawet z udziałem Polaków i tak jest dostrzegalne. Bez udziału Polaków film poszedłby o jeden krok dalej w stronę komedii. Muzułmanie zostali złagodzeni jeszcze bardziej, niż bolszewicy u Hoffmana.

Pewnie producenci bali się, iż się obrażą (Sic!). Sobieski prezentuje się średnio, a husaria atakując rozwija sztandar z orłem ze współczesnego godła, który to błąd zauważy nawet najmniej rozgarnięty Polak.

 

Gdyby chociaż uwzględniono jakiegokolwiek innego, choćby z XIX wieku... Nikt by się nie poznał. A tak można tam dograć sztuczne śmiechy i będą pasować. Film nudny, z rażącymi kiepską jakością efektami, w tym komputerowymi. Jedyny plus, nie uderza bezpośrednio w polskich bohaterów, chyba tylko swoją jakością.

 

7. Sierpniowe niebo (2013), reż. Ireneusz Dobrowolski, ocena: szmira wszechczasów

 

O ile wcześniejsze filmy zdawały podchodzić do tematu w ten sposób, że samo jego powzięcie pozwoli im zarobić (Zakładając, że nie były zrobione z kaprysu, bądź celowego sprofanowania pamięci bohaterów.) o tyle ten można scharakteryzować innym powiedzeniem: Jak zarobić i się nie narobić? Co więcej trudno go zaatakować, bo film jest prawomyślny nie profanuje bohaterów, a scenariusz ma mieć wymowę moralno-patriotyczną. I to jest jedyny zamiar, który się chwali, lecz można mieć wrażenie, iż jest to osłona produkcji robionej na kolanie. Gdy wchodziłem do kina myślałem, że płacę za bilety na film, który trwa jedynie 75 minut. Po pół godziny oglądania można sobie jednak zdać sprawę, iż trudno będzie odsiedzieć do końca. Nie ma bardziej żenująco nudnego filmu w tej tematyce.

 

Odnosi się wrażenie, że produkcja została sklecona z teledysku, który można oglądać na youtube, fragmentów kronik powstańczych, scen współczesnych, które nie wymagają zbytniej charakteryzacji i pracy, plus nakręconych scenek powstańczych (specjalnie do filmu!), które wyglądają w większości jak teatr telewizji. Teksty są czasami tak naiwne i sztuczne, że opis tego nawet nie odda. Załapała się i scena seksu przy powielaczu między między dziewczyną i chłopakiem (Na szczęście, powiedzą złośliwcy - nie z kimś tej samej płci.) z organizacji. A więc jednak nie da bez tego rady... Nie pomogli świetni aktorzy, w tym Krzysztof Kolberger, który nawet tam okazał się być wspaniałym aktorem. Zresztą finałowa scena z jego udziałem jest chyba jedyną obroną kreatywności autorów. O ile trudno było sklasyfikować subiektywnie filmy na tej liście, o tyle było wiadomo, że ostatnie zajmie właśnie ten.

 

W przygotowaniu jest film o kolejnych polskich bohaterach, tym razem z Dywizjonu 303. Polski Instytut Sztuki Filmowej wahał się z dofinansowaniem, zażądał zmian i w związku z tym, aż strach się bać. Bo można się obawiać, czy nie będzie to może kolejny film, po którym człowiek nie wyjdzie naładowany podziwem dla bohaterów, przepojony patriotyzmem. Odwrotnie wręcz wyjdzie nim umartwiony i przekonany, że patriotyzm jest postawą ciemniaków, psycholi, wiecznie przegrywających, a polskość to nuda. Jednym słowem kolejny temat zniszczy się młotkiem, odhaczy się go i wyrzuci na śmietnik, do którego młode pokolenie zaglądać nie będzie. Miejmy nadzieję, że to bezpodstawne obawy. W przeciwnym razie będzie to kontynuacja demontażu tożsamości, w którym elementarny udział mają właśnie takie filmy. Nie tylko bowiem jej nie podnoszą, ale wręcz ją podkopują.

 

Aleksander Szycht


© WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną