Pomoc resortu rolnictwa dla poszkodowanych z powodu suszy będzie minimalna

0
0
0
/

Susza trwa już ponad dwa miesiące, a Ministerstwo Rolnictwa jeszcze nie wie, jakiej wysokości wsparcie wypłaci rolnikom. Co więcej zaprezentowane przez resort dane co do liczby poszkodowanych są niedoszacowane, ponieważ w wielu miejscach dotkniętych klęską nie zostały powołane komisje. Wszystko dlatego, żeby gminy nie musiały umarzać podatku rolnego.

 

Wstępnie wojewodowie szacują, że poszkodowanych jest 83 tys. gospodarstw położonych na 800 tys. hektarów. Szacuje się, że wysokość strat to 550 mln złotych. Problem w tym, iż to zaledwie część rzeczywistych strat, które z dnia na dzień rosną. Straty wystąpiły w zbożach jarych, ozimych, roślinach strączkowych, truskawkach, warzywach gruntowych, tytoniu, chmielu, rzepaku oraz owocach. Wkrótce zostaną ogłoszone straty w buraku cukrowym i ziemniakach. Ostateczna wartość szkód znana będzie pod koniec okresu wegetacyjnego pod warunkiem, że wreszcie zostaną powołane komisje, które oszacują rzeczywistą wielkość strat.

 

Zagrożeni są również hodowcy. Ministerstwo Rolnictwa w związku z tym, że istnieje bardzo duże zagrożenie dla produckcji bydła, w tym bydła mlecznego, złożyło do KE wniosek o nadzwyczajną pomoc dla producentów, aby gospodarstwa miały środki na zakup pasz spoza gospodarstwa. Problem w tym, że na pomysł złożenia wniosku o umorzenie kar za nadprodukcję mleka minister Marek Sawicki i jego współpracownicy nie wpadli, co oznacza, że zostaną obciążeni nie tylko poważnymi stratami w produkcji, lecz również karami.

 

Już wiadomo, że ta pomoc nie wystarczy

 

Rekompensaty do każdego hektara użytków rolnych, który został objęty klęską suszy, w ramach pomocy ryczałtowej, rząd zapowiedział, jednakże jaka to będzie stawka, okaże się dopiero po podsumowaniu wszystkich szkód. Dotychczas jednak na stosunkowo niewielkim obszarze dotkniętym klęską powołano stosowne komisje.

 

Z wypowiedzi przedstawicieli resortu rolnictwa można wywnioskować, że nie wysokość strat będzie decydowała o wysokości dofinansowania, ale liczba chętnych, między których zostanie rozdysponowana konkretna pula pieniędzy. Zatem im więcej poszkodowanych tym niższe rekompensaty.

 

Najpierw jednak musi zostać ogłoszony stan klęski żywiołowej, ale z tym rząd się nie spieszy. Posłowie świetnie rozumieją dlaczego – żaden samorządowiec, nie mając gwarancji ze strony rządu, że będą rekompensaty dla gmin, nie zaryzykuje utraty wpływów z podatków. O umorzenie tych ostatnich rolnicy mogą bowiem ubiegać się w obliczu klęski.

 

Co więcej również proponowane przesuwanie rat kredytów rolniczych nie stanowi rozwiązania, ponieważ wcześniej czy później te kredyty będą musieli spłacić, co w chwili przymusowego wygaszenia produkcji będzie co najmniej trudne. - Wielu rolników znajduje się w sytuacji krytycznej, mają trzyletnie kredyty przesunięte już na dwa lata. Banki czekają, aby zacząć licytować polskich rolników poza prawem, które ochrania nasze grunty – zauważył podczas posiedzenia sejmowej Komisji Rolnictwa Lech Kuropatwiński.

 

Nic zatem dziwnego, iż rolnicy nie chcą kolejnych kredytów na preferencyjnych warunkach, ale konkretnej pomocy, która pozwoliłaby wznowić produkcję. Do tego jednak potrzeba ogłoszenia stanu klęski żywiołowej, z czym rządzący zwlekają mimo tego, iż takiej suszy nie było od co najmniej czterdziestu lat. Zaproponowane przez Komisję Rolnictwa propozycje rządowe to zdecydowanie za mało - warto w tym momencie przypomnieć, że żeby udzielona została pomoc, prawo UE wymaga, aby ogłosić stan klęski żywiołowej oraz aby straty wyniosły powyżej 30 procent.

 

- My musimy dostać konkretne pieniądze, bo te wszystkie poczynania misterstwa były dobre, jak były jakieś punktowe klęski suszy – nie krył Marian Sikora, przewodniczący Federacji Branżowych Związków Producentów Rolnych. - Nie było takiej sytuacji, że stawy nam wyschły. Co im dadzą kredyty, jeżeli stracili cały narybek? Oni muszą dostać środki na wznowienie produkcji – zauważył. To samo dotyczy hodowców bydła, którzy już w tej chwili powinni dostać konkretne kwoty, żeby zakupić paszę objętościową, a tak się nie dzieje.

 

- Nie potrzebujemy instytutu w Puławach, żeby ogłosić suszę. Raz zróbcie coś dla rolników – zwrócił się do posłów. - Takiej sytuacji jeszcze nie było, a ja prowadzę gospodarstwo od 1970 roku – dodał. - My potrzebujemy konkretnych pieniędzy na odtworzenie plonów - skonstatował.

 

Przysłowiowej suchej nitki na rządowym programie nie pozostawił poseł Wojciech Mojzesowicz, który oświadczył, iż „beletrystyka rządu jest nie do przyjęcia”. - Z rolnikami na polach spotyka się rzeczoznawca zatrudniony przez firmę ubezpieczeniową. - W tej sytuacji jesteśmy bez szans – zauważył, odnosząc się do zgłaszanego wielokrotnie procederu zaniżania rzeczywistych strat w celu obniżenia kwoty należnego ubezpieczenia.

 

- Dochodzi do opętańczego ogłupiania społeczeństwa – wtórował mu poseł Dariusz Bąk. - Rolnik idzie do gminy i prosi, aby urzędnik przyszedł na pole, bo są straty z powodu suszy, a urzędnik mu odpowiada, że „u nas nie ma suszy” - relacjonował przypadek, z którym się spotkał. - Nie są powoływane żadne komisje, nawet w wielu miejscach na Mazowszu – alarmował.

 

Najlepszym zobrazowaniem zaangażowania rządu w ratowanie polskiego rolnictwa i podnoszenia go po klęsce suszy był fakt, iż minister Marek Sawicki na komisji się nie stawił, chociaż znalazł czas, aby odpowiedzieć na zaproszenia niektórych redakcji i wystąpić w programach radiowych tudzież telewizyjnych.

 

Anna Wiejak

 

Fot. flickr.com

 

© WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną