Cywilni muzułmańscy uchodźcy stanowią śmiertelne niebezpieczeństwo

0
0
0
/

Istnieje informacja, celowo pomijana przez „niezależnych” ekspertów, którzy usiłują przekonać Polaków do przyjęcia pierwszych 2 tysięcy muzułmanów. Nie tylko postkolonialne państwa zachodnie i kraje trzeciego świata mają - takie same, czyli fatalne doświadczenia w postaci niepanowania nad swoim własnym terytorium z powodu innej, niż rodzima ludności.

 

Problemy ze społecznością wspierającą radykałów i terrorystów, pomimo formalnego działania swojej własnej administracji miała także … Polska. I bynajmniej nie chodzi tu tylko o drugą wojnę światową czy okres międzywojenny. Bardzo wielu nie skojarzy całej sytuacji z muzułmańskimi uchodźcami, w którą wmanewrowywane jest nasze społeczeństwo z wydarzeniami historycznymi, które w teorii z „dżihadem” nie mają za wiele wspólnego. A jednak w praktyce powojenna operacja „Wisła”, bo o niej mowa, technicznie pokazywała jak cywilna ludność, która nie musiała nawet bezpośrednio brać udziału w atakach na Polaków, stanowiła podstawę działalności w nich właśnie wymierzonej.

 

Najpoważniejszym dla Polaków zagrożeniem jest stworzenie bazy dla fundamentalistów w postaci „niewinnej” ludności cywilnej, która ma z nimi choćby tylko część cech wspólnych. Różnica jest mniej więcej taka, jak rzucenie arabskiego mordercy i terrorysty w morze Polaków, w którym musi utonąć, chyba iż rzuci mu się koło ratunkowe, na którym mógłby się unosić. Konkretnie w jednolitym społeczeństwie, prędzej czy później, choć raczej prędzej, zostałby złapany lub zabity, ponieważ odróżnia się od całości - w miarę jednolitego społeczeństwa. Spróbujcie jednak Państwo go znaleźć w wymieszanym i wielonarodowościowym multi-kulti, w nowoczesnym europejskim wydaniu. Prawda, że stopień trudności wzrasta? I na to Polska nie jest absolutnie przygotowana, ale po co się przygotowywać, gdy lepiej nie popełniać tego błędu i obcej ludności, ani uchodźców, ani imigrantów muzułmańskich nie przyjmować.

 

Operacja „Wisła”, którą dziś w kręgach politycznie poprawnych opisuje się jako „komunistyczną zbrodnię” faktycznie była jedynym słusznym działaniem, na jakie kremlowskie marionetki pozwoliły. Paradoksalnie środowiska, które demonstracyjnie odcinają się od niej, mają niekiedy trudności z uznawaniem Żołnierzy Wyklętych i łączą ich bezpośrednie nici z systemem. Znawczyni tematu, pani Ewa Siemaszko, powiedziała kiedyś, żaden kraj nie może się godzić na istnienie irredenty i na kwestionowanie przez nią granic, bez względu na to, czy jest to państwo komunistyczne, czy o jakimkolwiek innym ustroju. Gdyby powojenne państwo polskie było kontynuacją II Rzeczypospolitej, może nawet wcześniej przystąpiłoby do radykalnych rozwiązań [takich jak operacja „Wisła”]. Choć między ludnością ukraińską, a uchodźcami muzułmańskimi różnica jest taka, że ta pierwsza była autochtoniczną, to jednak wspólne mianowniki sytuacji zagrożenia terrorystycznego upodabniają obie sytuacje.

 

Cywilna ludność ukraińska stanowiła dla UPA zaplecze żywnościowe oraz rekruta. Przy czym nie każdy musiał wcale zbrodniczą organizację popierać. Nawet w sytuacji, kiedy dany chłop ukraiński, tych jej działań, które narażały - zarówno polską, jak i ukraińską ludność cywilną nie popierał, często nie miał wyjścia. Kiedy członkowie, słynącej z bezwzględności organizacji zjawiali się w ukraińskich chatach i prosili o żywność mleko, czy na służbę, jednego z synów, odmowa zostałaby ukarana śmiercią. Uznana po prostu za zdradę. Do tego Wojsko Polskie miało ogromne straty, nie potrafiąc odróżnić ludności cywilnej od upowców, bo granica była często płynna, a niewidoczna. Żołnierze mieli szansę omyłkowo zabić cywila lub zostać zabitym za zbyt szybkie zaufanie. Ta sytuacja, jako żywo przypomina problem muzułmanów mieszkających w Europie zachodniej.

 

Wmawia się nam, że nie wszyscy muzułmanie to radykałowie, islamiści, członkowie ISIS. Pewnie tak, tylko, że część po prostu się do tego, z powodów oczywistych nie przyznaje, a inni którzy faktycznie nie mają z nimi nic wspólnego, z pewnością im się nie przeciwstawią. Choćby z obawy o życie oczywiście, ale tym samym przymusowo, czy nie - dołączają do tła, w którym terrorystyczne kameleony mogą się ukryć, działać, rozwijać się bez przeszkód oraz sprzeciwu, a także wychowywać następców. W przypadku walk (ludowego) Wojska Polskiego (gdzie rekruci często wcale nie byli komunistami, a np. chłopakami z Kresów), wielokrotne zwiększanie jego obecności w stosunku do liczebności ukrywających się w górach członków UPA (Nie musiało być to Tora Bora, wystarczyły Bieszczady) przynosiło dużo większe straty niż rezultaty. Niestety, straty dotyczyły także ginącej w starciach polskiej i ukraińskiej ludności cywilnej.

 

W tej sytuacji gen. Stefan Mossor, oficer jeszcze przedwojenny zaplanował akcję przesiedleńczą, która wysiedliłaby ludność z zagrożonego terenu i osiedliła, jak najrzadszymi grupami na Ziemiach Odzyskanych. Miało to doprowadzić do likwidacji zaplecza dla UPA i jednocześnie zerwania więzi konspiracyjnych, wśród przesiedlonej ludności, w której nie zdołano wykryć jej członków. Dwa najważniejsze skutki tej operacji, to całkowita i natychmiastowa likwidacja UPA oraz zatrzymanie strat polskiej i ukraińskiej ludności cywilnej. Niespokojne pogranicze mogło posłużyć sowietom do  cesji terytorialnych, ale bez rekompensaty w postaci innego terytorium, jak przy wymianie granicznej, już po operacji „Wisła” w 1951 roku (albo cesji Kresów po 17 września 1939). Któż by im się wtedy przeciwstawił, przecież nie ich ludzie w Polsce? Trzy lata później gen. Mossor został aresztowany, jako element tzw. „procesu generałów”. Był poddany okrutnym torturom przez UB i wypuszczony w 1956 roku, już w czasie Odwilży zmarł rok później.

 

Banderowcy w swoim fanatyzmie oraz zasadach ideologicznych, autorstwa Dmytra Doncowa (z którego książki „Nacjonalizm”, cytatu publicznie użył prezydent Petro Poroszenko) mieli zasadę wiecznego rozszerzania się granic państwa dla ukraińskości. A ponieważ cel uświęca dla nich środki, nie odżegnują się od zbrodni. Zaiste jest to właśnie coś w rodzaju pewnej odmiany dżihadu. Dopiero przesiedlona ludność, podzielona na mniejsze grupy, a rozsiedlona między Kresowian, którzy mieli już tragiczne doświadczenia z OUN-UPA stała się łatwiejsza do kontroli. Podzieliła zresztą z Polakami te same troski i ograniczenia Polski Ludowej, inwigilację czy cenzurę, ale nie stanowiąc dla tych ostatnich zagrożenia. Jeśli jednak, ktoś spodziewałby się od muzułmańskich emigrantów wdzięczności za uratowanie życia mógłby być w błędzie, bo także piewcy UPA i potomkowie przesiedleńców w chwili obecnej jej teraz nie mają.

 

Jak mówił profesor Wieczorkiewicz; W sprawie Akcji Wisła – będę obrońcą decyzji ówczesnych władz – uważam, że wysiedlenie tej ludności uratowało jej życie. Mówię brutalnie, ale tak wyglądały realia tej wojny partyzanckiej. Weźmy przykład Wietnamu, Indochin itd.. Można spacyfikować dany obszar do fundamentu, do popiołów i wyrżnąć ludność lub można wysiedlić ludność. To drugie rozwiązanie jest również brutalne, ale dużo bardziej humanitarne. Ci ludzie cierpieli od jednych i od drugich – po prostu znaleźli się na froncie. Wywieziono więc ich z frontu. Inna kwestia, że być może w latach 50-tych, 60-tych powinno się pozwolić im wrócić w swoje rodzinne strony. Zatem jeśli chodzi o same deportacje Ukraińców z Bieszczad, były one słuszne i uzasadnione. Słusznym i uzasadnionym jest nieprzyjmowanie ludności obcej, która potencjalnie otworzy drzwi do sytuacji, jaką już kiedyś przeżywaliśmy. W III RP, postkomunistyczne, lewicowe i liberalne elity zaczęły zgodnie z postulatami Związku Ukraińców w Polsce wrzucać operację „Wisła” do worka komunistycznych i sowieckich zbrodni.

 

Trudno powiedzieć czy to naiwność czy celowe działanie, lecz wymieniona organizacja, głosząc, że wysiedleńcy byli niewinni ... nawiązuje jednocześnie do tradycji Ukraińskiej Powstańczej Armii. Domaga się ustawicznie potępienia operacji „Wisła” przez sejm dla celów wyłudzenia odszkodowania od Polaków. Chodzi o ziemię, z której zostali przesiedleni, lub jej równowartość. Przesiedlenie i usunięcie ich z terenu walk, zapewne dla wielu dramatyczne, jednak uratowało ich ojcom czy dziadkom życie. Choć mają swoje własne ziemie, oddane w zamian, często w atrakcyjnych miejscach, jak nad morzem czy na Mazurach (z czego można czerpać profity), choć dostają znaczne granty jako mniejszość, to uważając się za niewinnych i jednocześnie kultywują UPA oraz czują się skrzywdzeni przez Polaków. Marzą o odszkodowaniach z ręki potomków, tych którzy byli mordowani przez ich idoli. Nic innego nie spotka potomków Polaków ze strony potomków przyjętych muzułmanów.

 

Niestety, tak jak ZUwP, mając do dyspozycji lobbystów, łowi naiwniaków w kwestii operacji „Wisła” (jako zbrodni komunistycznej, od której trzeba się odciąć), tak na korzyść muzułmańskich przesiedleńców działają albo naiwniacy albo ludzie, którzy za lobbing mogą otrzymywać profity. Należy przypomnieć w tej kwestii, iż Żołnierze Wyklęci walczyli z UPA, choć komunistów nienawidzili wyjątkowo. Dla podważenia tego, z licznych przykładów starć i potyczek podziemia niepodległościowego z UPA, wyciąga się drobne wyjątki od reguły. Takie jak choćby zawieszenie broni między polskim podziemiem a UPA, czy wspólny atak na więzienie w Hrubieszowie. Równie dobrze można by na podstawie marginalnych układów oddziałów Józefa Świdy „Lecha”, czy Adolfa Pilcha „Góry – Doliny” udowadniać, że AK rzekomo pogodziła się z Niemcami, lub na podstawie odsieczy sowieckiej dla broniącego się przed UPA Przebraża, iż pojednała się z Sowietami. Wyjątki od reguły, wcale jej nie czynią, choć w kwestii Muzułmanów, tak samo wyjątkowo perfidnie wyciąga się polskich Tatarów, którzy są lojalni.

 

Prawdopodobieństwo, że przesiedleni muzułmanie będą lojalni wobec społeczeństwa polskiego jest dużo mniejsze, niż lojalność przesiedlonych w operacji „Wisła” członków ZUwP. A przecież ta ostatnia stanowi zdaniem wielu Polaków przedmiot sporych wątpliwości. Lobbyści, chcący przyjąć gości z Afryki i Syrii, czasami nawet nie kryją, że liczba dwóch tysięcy muzułmańskich uchodźców może być dopiero pierwszą transzą. Zdanie takie pada zarówno w tzw. „analizie” Polskiego (?) Instytutu Spraw Międzynarodowych, o której pisaliśmy, jak i naciskającego na Polskę w tej kwestii Amnesty International, co zacytujemy: „Będzie ich więcej. Oczywiście. Choćbyśmy próbowali z całych sił, migracji nie powstrzymamy”. Ależ powstrzymamy, jeśli tylko będziemy chcieli i to dlatego muszą nas urabiać. Dość zabawnym jest fakt, że czytając takie zdanie, jednocześnie lobbiści w tych samych pismach (w obu wymienionych wypadkach) przekonują, że mamy przyjąć tylko dwa tysiące muzułmanów.

 

Ponoć powinniśmy okazać ponadwyznaniową solidarność, wobec ludzi, którzy płynąc z Afryki do chrześcijańskich Włoch w kwietniu jako „zwykli, niegroźni muzułmanie” nie mogli wytrzymać towarzystwa chrześcijan – i wyrzucili ich za burtę. Cytując portal Fronda: 12 wyznawców Chrystusa nie dotarło do Włoch, ginąc w morzu. Tymczasem mordercy spokojnie przybili do brzegu… Zatem nawet ci muzułmanie, którzy tego wyroku nie wykonali, mając świadomość, że płyną w gości, do gospodarzy o takim jak mordowani wyznaniu, nie stanęli w ich obronie. To jest właśnie obraz tej migracji. Identycznym, szalonym pomysłem jest przyjmowanie zbanderyzowanych Ukraińców, skoro już ci mieszkający od kilkudziesięciu lat w Polsce, członkowie ZUwP wzbudzają kontrowersje. Oni sami lub środowiska im pokrewne zdobywają też w Polsce coraz większy majątek, dostają na własność, lub w użycie po preferencyjnych cenach coraz więcej nieruchomości.

 

Ukraińscy nacjonaliści, często młodzi ludzie, korzystający z naszej gościnności, a nienawidzący Polaków na terenie naszego kraju, są bardzo pewni siebie wobec braku reakcji prokuratury i policji. Dochodzi do tego, że grożą Polakom, nie obawiając się żadnych konsekwencji. Podobnie, jak publikuje tygodnik Wprost, w odniesieniu do muzułmanów na Wyspach Brytyjskich: Szokiem była bierność brytyjskiej policji, zapewne z obawy przed zarzutami o rasizm. Te same siły, zapowiadając, iż multi-kulti jest u nas nieuniknione, stawiają jakoby słuszny znak równości z wielonarodową Rzeczpospolitą. Wygląda to tak, jakby ktoś chciał wypełnić samą konstrukcję państwa polskiego ładunkami wybuchowymi, tłumacząc nam, że są to bombki na choinkę, a choinka na święta to przecież nasza polska tradycja...

 

Aleksander Szycht

fot. flickr.com/cc

 

© WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.

 

 

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną