Obcy lobbing w sprawie przyjęcia muzułmańskich uchodźców?

0
0
0
/

Na stronie Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych pojawiła się szeroko dyskutowana w sieci „analiza”, mająca przekonywać Polaków pośrednio, że Multi Kulti w Polsce jest nieuniknione. Argumenty w niej zawarte są jednak rażąco naciągane, ale zbierają żniwo w internecie. 

 

W bezpośrednim przekazie czytamy, że jeśli mieszanki etnicznej nie możemy i tak uniknąć, to Polacy powinni przyjąć muzułmańskich uchodźców z Syrii czy Afryki... I to jest bezpośredni cel tej analizy.

 

Wydaje się, że szkoda czasu na odkodowywanie dla szerszej publiki czegoś, co wydaje się ewidentnym, zauważalnym elementem kampanii propagandowej. Jednak, gdy poprzez wybiórcze sięgnięcie do historii, autorzy tekstu przekonali portal taki jak „Deon”, czy nawet facebookowy profil „Którędy na Lemingrad” (a argumenty są tam obliczone właśnie na przeciętnego leminga) by potraktować tekst za dobrą monetę, trudno milczeć. Zacznijmy od tego, że autorzy odnoszą się do społecznej dyskusji na temat przyjęcia muzułmańskich uchodźców, informując nas, iż „Pojawiają się w niej argumenty „przeciw”, nie zawsze dające się uzasadnić na podstawie faktów, ale łatwo trafiające do emocji”. To dość zadziwiająca argumentacja, bowiem ilustracją tekstu są sympatyczne maluchy bawiące się w dość kiepskich warunkach, co jest obliczone właśnie na wzbudzenie emocji czytających, a ograniczenie rzeczowej analizy tego co zaprezentowali.

 

Co ciekawe, reprezentanci PISM na tym nie poprzestali, w środku pojawiło się zdjęcie, jeszcze bardziej poruszające: mężczyzny, który wynosi noworodka z miejsca które uległo katastrofie humanitarnej. Jednak jakkolwiek by nie mówić, to nie 2 tys. samych noworodków i takich ślicznych dzieciaków mamy przyjąć z polecenia zmuszającej nas do tego Unii Europejskiej. Sęk w tym, że nie jesteśmy w stanie stwierdzić, czy podobnego ślicznego noworodka nie odebrali wcześniej zabójcy z ISIS zamordowanej matce, by podszyć się pod jego rodziców. Natomiast argumentacja Patryka Kugiela i Patrycji Sasnal absolutnie nie przekonuje do tego, że profesjonalizmowi autorów można zaufać. Choćby samo szafowanie argumentem, że 158 syryjskich chrześcijan znalazło już u nas schronienie, sprawia, że przeciętny człowiek pomyśleć sobie może: „Dasz palec...”. Jednak do przychylnego podejścia względem przyjęcia chrześcijan motywował nas, nie tylko imperatyw moralny i solidarność, ale i brak większego poczucia zagrożenia z ich strony.

 

Nie wszystkich oczywiście to przekonywało, ale nawet oni zdawali się to ostatecznie akceptować. Z muzułmanami z Afryki i z Syrii sprawa ma się zupełnie inaczej. Gdy czytelnicy przeczytają fragment: ”Wyniki debaty nt. uchodźców i ostateczne stanowisko naszego kraju wobec nich będą miały wpływ na pozycję Polski w UE i jej percepcję wśród innych społeczeństw. Dlatego ważne jest, aby debata ta opierała się na rzetelnych danych, a nie na stereotypach i lękach.” - powinni zdać sobie sprawę, że ten styl retoryki wygląda dla nich znajomo. Przymuszenie Polaków do przyjęcia euro i inne analogiczne sprawy? Zgadza się. Piszący tekst chcieli zapewne „obalić stereotypy” w 10 punktach. Ja postaram się uczynić to samo z ich tezami.

 

1. Nie ma pieniędzy ani miejsca i nie powinno ich być na inwestycje obarczone wysokim ryzykiem, jakim jest przyjęcie dość niepewnych pod względem zachowania - przybyszów.

 

Autorzy publikacji wykazują, że koszty pobytu uchodźców pokryje Unia Europejska. Pierwsza myśl, która pojawia się po przeczytaniu tego zdania to: „Jak długo będą pokrywać te koszty i czy w końcu nie zrzuca tego na nas.”. Wszak w odniesieniu do UE i jej dopłat oraz rozwoju, obiecywano nam złote góry, a należę do grupy, która uważa, że więcej w tym propagandy, niż rzeczywistego skoku gospodarczego. Odnosi się wrażenie, że prawdziwe pieniądze w UE robią ludzie, którzy się wykazali posłuszeństwem dla jej decydentów, szczególnie najmocniejszych – Niemców i mogą później znaleźć w UE pracę. Z tego powodu podchodzę z rezerwą do entuzjastów polityki unijnej. Należy się zastanowić czy i w tym wypadku mamy do czynienia z suto wspartym z którejś strony unijnym lobbingiem, który mógł objawić się w piórze dwóch pracowników PISM.

 

Oczywiście nie znam ich, nie mogę tego stwierdzić, lecz obawiam się ich motywacji tak samo, jak muzułmańskich uchodźców, których są adwokatami. Co ciekawe, autorzy nagle sami rozwiewają wątpliwości dotyczące przyszłego utrzymania pisząc: „Nawet gdyby Polska miała zapłacić w przyszłości za utrzymanie choćby tysiąca osób, to rocznie koszt tego wyniósłby ok. 11 mln zł, czyli równowartość kosztów budowy fontanny”. A więc jednak. Prawdopodobnie będziemy musieli płacić z naszych podatków. Jeśli o kosztach fontanny mowa... Ministerstwo Spraw Zagranicznych nie potrafi znaleźć takich pieniędzy by wyrównać sytuację edukacyjną dla dzieci na Wileńszczyźnie wobec szykan, których tamtejsi Polscy doznają.

 

UE, która absolutnie nie potrafi, lub nie chce stanąć w obronie szykanowanych Polaków na Litwie, z której część młodzieży przyjeżdża z tego powodu do Polski (a wielu chciałoby zostać by nie depolonizować Wileńszczyzny), pragnie abyśmy my zajęli się ludźmi, których ma na głowie z powodu swojej słabości. Posługiwanie się się argumentem chrześcijan finansowanych przez fundację „Estera” jest kuriozalne, bo ich potomkowie nie będą nam raczej odcinać głów. Należało ich przyjąć, bo pomoc ta nie wiązała się jednocześnie z perspektywą potencjalnego zagrożenia dla przyszłości. Nic nie usprawiedliwiałoby odmowy. Natomiast, jeśli chodzi o muzułmanów, to nie kwestia usprawiedliwień, tylko niedopuszczenia do potencjalnego zagrożenia.

 

2. Uchodźcy rzeczywiście zwiększają zagrożenie terroryzmem

 

Błodzy autorzy nie podają sposobów weryfikacji mających zostać przyjętych, drastycznie innych kulturowo od Polaków muzułmanów - kto jest związany z organizacją terrorystyczną, a kto nie. Bo gdy się weźmie przytaczany przez nich przykład syryjskich chrześcijan, ich weryfikacja jest chyba łatwiejsza prawda? Argument przedstawicieli PISM, że w innych krajach mają więcej o jedno czy dwa zera uchodźców/imigrantów przypominają nastolatków, którzy mówią do wzbraniających się rodziców: „Tato kup mi komputer, a rodzice Antka to kupili mu trzy i mają kupić samochód”. Jest to argument nie świadczący o dojrzałości. To, że inni narobili sobie nie lada kłopotów, to nie powód, żebyśmy my też podjęli malutkie ryzyko, „bo wypada”. Analitycy przechodzą samych siebie, by udowodnić, że przyjęcie nieznajomych nie jest groźne. Otóż informują, że gdyby ISIS chciało zrobić zamach, to albo wynajęłaby muzułmanów z Niemiec, mieszkających blisko Polski, albo wykorzystało polskich Tatarów.

 

Podkreślam sformułowanie „ISIS chciałoby”. Pytanie na logikę, jak czytelnicy sądzą: czy rezuny, tj. masowi, szaleni i krwawi ludobójcy z ISIS nie chcą, czy nie mają możliwości zrobienia zamachu? Pisanie natomiast, że ISIS mogłoby wykorzystać polskich Tatarów jest obrzuceniem ich błotem. Oni za polskość m.in. ginęli w Katyniu. Zresztą autorzy zaprzeczają tym sami sobie, podając później jako przykład pokojowe współżycie polskich Tatarów (de facto kulturowo Polaków) z Polakami. Oczywiście przyjezdni obcy muzułmanie mogą próbować potomków polskich Tatarów zmieniać, ale to kolejny argument, by ich nie przyjmować. Dalej można ujrzeć zdanie, które testuje najbardziej podstawowe odruchy inteligencji czytającego: „Niemniej nie da się wykluczyć, że ryzyko terrorystyczne związane z przyjęciem większej liczby uchodźców może nieznacznie wzrosnąć. Ale podobne ryzyko wiąże się też z przyjazdem do Polski zagranicznych turystów, biznesmenów czy studentów.”. Przypomina mi się wykrywacz TNT, w odniesieniu do wraku Tupolewa, który reaguje też na kiełbasę i kanapki.

 

To mniej więcej różnica taka, jak powracający do Polski ludzie z Afryki, którzy mieli szansę mieć kontakt z wirusem Eboli, a przyjęcie 2 tys. miejscowej ludności z feralnych rejonów, którzy przed chorobą uciekają. W sumie należy ich zrozumieć, że uciekają, tylko czy nie ryzykujemy? Dalej jest jeszcze śmieszniej. „Z badań przeprowadzonych w Tanzanii […]”, zaczynają autorzy a kończą na uchodźcach syryjskich w Turcji. Zestawiają ze sobą dwa zupełnie różne miejsca. W pierwszym kryminogenność wśród głów rodzin i grup przestępczych się radykalizuje i bardzo szybko ucinają „że uchodźcom trzeba pomóc jak najszybciej, a nie pozostawiać ich samym sobie w obozach”. To jest dopiero argument! Po czym pospiesznie stwierdzają, że wśród uchodźców z grupy muzułmanów syryjskich, których mielibyśmy przyjąć tj. z Turcji przestępczość jest niższa niż średnia krajowa. Widać, jak by nie było, w który koniec skali wskaźnik by nie poszedł i tak zawsze powinniśmy przyjąć.

 

3. „Polska kraj biedy inni, bogatsi” - dokładnie tak.

 

Stawianie porównań, że nie jesteśmy tacy biedni, bo są biedniejsi od nas, więc możemy przyjąć uchodźców jest nie lada tupetem. Myślę, że autorzy tekstu powinni przyjąć do siebie po muzułmańskiej rodzinie, bo na pewno ich stać, a jak nie stać, to przecież są też ludzie biedniejsi od nich. Pisanie o długu wdzięczności wobec innych krajów, które pomagały nam w przeszłości, jest retoryką, którą słyszałem z ust posła Stefana Niesiołowskiego, ganiącego, znienawidzonych przez siebie posłów PiSu, którzy nie potrafią zrozumieć, że posyłanie pieniędzy z Polski (której na to nie stać) innym w UE, to dług wdzięczności który zaciągnęliśmy. Tylko, że inne kraje, np. za komuny miały wybór, nikt z Polaków, niczego im nie narzucał, a okazanie pomocy Polsce nie wiązało się z żadnym ryzykiem. To my zadecydujemy wobec kogo mamy dług wdzięczności i komu mamy go zwrócić. UE wraz z rządzącymi nią Niemcami nie mają żadnego moralnego prawa moralnie nas strofować.

 

Trudno zrozumieć jak ludzie z prawicy mogą nabierać się na następne interesujące zdanie: „Promocja kraju w ostatnich latach czerpała ze sloganów „zielonej wyspy”, pojawiają się głosy o dołączeniu Polski do grupy 20 największych gospodarek świata – G20. Skoro Polska aspiruje do europejskiej czołówki, nie może w sytuacji kryzysowej powoływać się na argumenty, o których sama na co dzień chętnie zapomina”. Największa gospodarka świata, jak bym słyszał rządową propagandę sukcesu.

 

4. „Islam to kultura obca, szczególnie skłonna do przemocy”. Oczywiście.

 

Współczesne wydarzenia na świecie pokazują wyraźnie, że zbrodnie na tle religijnym w największym stopniu dotyczą islamu. Inne religie są za nim. A gdzie jest chrześcijaństwo? Gdzie są współcześnie terroryści zabijający w imieniu chrześcijaństwa? Proszę się przyznać, jak bardzo relatywizującym jest zdanie: „Święte księgi wielkich religii są pojemne i uniwersalistyczne, by odpowiadały szerokiemu wachlarzowi postaw i warunków społeczno-politycznych. Przemoc można znaleźć w każdej z nich”. Zastanawiam się czy coś takiego mogło wyjść spod reki chrześcijanina. Wszak my chrześcijanie masowo dokonujemy zamachów terrorystycznych w imię wiary i brutalnie mordujemy niewiernych. „Dżihadyzm to margines muzułmańskiej interpretacji.” - czytamy dalej. Ten margines jest nieco widoczny od dziesiątków lat w cywilizowanym świecie. Jeśli muzułmanie „nieradykalni” chcieliby coś z nim zrobić, już by to zrobili.

 

Islamiści bazują na tysiącach ludzi, którzy mówią, ze islam to religia pokoju, a potem dokonują się zamachy w Europie Zachodniej, a nie słyszałem, by społeczeństwo muzułmańskie robiło, samo z siebie, coś by temu zapobiec. Ci ludzie doskonale wiedzą, że gdyby w Europie Zachodniej muzułmanie prędko powiedzieli: Tak będziemy was rżnąć, nie mieli by na tym etapie w Europie szans. Wszelkiego rodzaju naiwniacy są im niezwykle potrzebni. Zszokować może zdanie: „Rzeczywiście islam rozprzestrzenił się w wyniku podbojów, ale największe zbrodnie ludzkości – od wojen religijnych w wiekach średnich po eksterminację ludności żydowskiej w XX w. miały miejsce nie w muzułmańskim, lecz chrześcijańskim kręgu kulturowym”.

 

Oto eksterminacja ludności żydowskiej poprzez manipulacyjne zdanie łączona jest, nie z Niemcami i opracowaną przez nich doktryną narodowego socjalizmu, lecz z chrześcijaństwem! Pomimo, że tak samo ginęły w czasie II wojny światowej miliony chrześcijan, bo nie mordowano na tle religijnym, lecz właśnie - nad chrześcijańskie wartości podniesiono wartości „rasy panów”. Dziwię się, że publikacja podchodząca pozytywnie do tekstu pojawiła się na portalu „Deon”. Co do wieków średnich to wojny religijne miały miejsce w różnych konfiguracjach, tyle, że chrześcijaństwo potrafiło podnieść się na inny poziom rozwoju, islam najwyraźniej ma z tym problem. Tylko dlaczego to my mamy z tego powodu narażać się na zagrożenie.

 

5. „Nie ma u nas takiej tradycji, jesteśmy homogeniczni”.

 

„Z tym argumentem trudno dyskutować na poziomie racjonalnym”. Tu autorzy mają rację w dwóch punktach. Wcześniejsze ich argumenty z racjonalizmem nie mają za wiele wspólnego, a teraz spotykamy pierwszy rzeczowy argument, że Polska jednolita etnicznie jest dopiero od dziesiątek lat. Prawda. Jednak wieloetniczność możemy podzielić na dwa etapy. W I Rzeczypospolitej, świadomość narodowa u mniejszości etnicznych była żadna, a łączyło wszystkich chrześcijaństwo. Jednak nawet w takiej konfiguracji istniały pewne kłopoty wewnętrzne, jak np. z kozactwem, nie wchodząc szerzej w tę tematykę. W odniesieniu do II RP zaś - miała ona problem z terroryzmem nacjonalistów ukraińskich, którzy nad chrześcijaństwo uznali za ważniejsze rozszerzanie się bez końca na mapie. Tak jak islam.

 

Dmytro Doncow, w którym zaczytywali się ukraińscy nacjonaliści proponował swoisty „dżihad”. Skończyło się powstaniem tzw. Ukraińskiej Powstańczej Armii oraz okrutną rzezią 135 tys. kobiet i dzieci. Ideologia ukraińskich nacjonalistów analogiczna była do niemieckiego nazizmu, lecz znacznie bardziej radykalna. Tyle powagi na teraz, ponieważ dalsze zdanie jest zabawne: „Nie jest możliwe, biorąc pod uwagę trwające procesy demograficzne, ekonomiczne i globalizacyjne, by Polska pozostała na zawsze tak homogeniczna”. Jest to argument z serii „Jeśli i tak kiedyś umrzemy to może strzelmy sobie w głowę już teraz”. Nastolatkom nie polecam wykorzystywać tego mechanizmu argumentacyjnego na pierwszych randkach. Szczególnie ważnym jest jednak następne zdanie: „Obecny kryzys można wykorzystać jako szansę na podjęcie stosownych działań edukacyjnych i informacyjnych, aby za kilka lat, w obliczu kolejnego problemu uchodźczego, lepiej kontrolować demograficzne zmiany.”. Jak widać, gdy raz damy sobie ich wcisnąć, na tym się nie skończy. Zatem argumenty w stylu „To tylko 2 tysiące”, wydają się wyjątkowo perfidne.

 

6. „Bo gdzie indziej multi kulti się nie udało”. Prawda.

 

To, co autorzy dalej stworzyli, w odniesieniu do klęski polityki Francji i Wielkiej Brytanii wobec ludności z kolonii, warto wyjątkowo zacytować w całości: „Argument ten nie dotyczy uchodźców, tylko imigrantów. Francja i Wielka Brytania mają parusetletnią tradycję kolonialną i imigrancką, a problemy, z którymi się borykają, wynikają ze szczególnych warunków społeczno-politycznych wpływających na miejsce imigrantów i ich dzieci w tych społeczeństwach od lat 40. XX w. Polska ma wyjątkową szansę uczyć się na ich błędach i korzystać z ich doświadczeń, kiedy znajduje się jeszcze na początku drogi uzdatniania struktur do kryzysu uchodźczego”. Polska ma wyjątkową szansę uczyć się na błędach Anglii i Francji. Brzmi to jak tania propaganda. W Polsce mamy problem, by uczyć się na własnych błędach, a co dopiero na błędach krajów silniejszych od nas. Szanowni Państwo, najpierw stwierdzacie, że argument związany z Anglią i Francją nie dotyczy uchodźców (a tych mamy ponoć przyjmować) tylko imigrantów (sugestia, że to inny problem), a potem, niczym wykwalifikowani domokrążcy oświadczacie, że teraz Polska ma „wyjątkową” szansę uczyć się na ich błędach. Wspomnę tylko jeszcze, że polska wielokulturowość udała się o tyle, że różne grupy etniczne stapiały się tu setki lat, a dopóki państwo polskie działało i było potęgą nie było to dla niego groźne. Teraz państwo polskie istnieje ponoć tylko teoretycznie.

 

7. „Wezmą naszą pracę”

 

Praca to nie największy problem. Sęk w tym, że przed chwilą autorzy pisali o uczeniu się na błędach Anglii i Francji, które po wojnie w latach 40-tych, kiedy Europa została przetrzebiona z ludzi kulturowo zaadaptowanych (demografia) - przyjęli imigrantów obcych kulturowo. Teraz stwierdzają, że potrzebujemy rąk do pracy ze względu na starzenie się społeczeństwa i brak chętnych do wykonywania pewnych zawodów. W tym samym fragmencie pocieszają, że uchodźcy nie zabiorą pracy, bo ich wejście na rynek będzie niezauważalne. „Ponadto, poza granicami Polski przebywa prawie 20 mln Polaków bądź osób polskiego pochodzenia.” - stwierdzają. Przypominam, jeśli by autorzy zapomnieli, że Polacy są ożywczym zastrzykiem ludności podobnej etnicznie i kulturowo dla krajów, które przyjęły ludność ze swoich kolonii. I niestety dla nas, a na szczęście dla krajów ich goszczących, bardzo szybko się rozpuszczają, właśnie w odróżnieniu od ludności, o której mowa. Nie słyszałem też, by Polacy tworzyli fundamentalne organizacje terrorystyczne i byśmy musieli ich bronić, tak jak sami autorzy islamu, iż wcale - nie wszyscy nasi rodacy są tacy, lecz część kocha pokój.

 

8. „Bo czekamy na uchodźców z Ukrainy”.

 

Nie. Czekamy na polskie rodziny, które wyemigrowały. Myślę, że wielu Polaków nie czeka na uchodźców z Ukrainy, lecz na swoich bliskich, by powrócili i zapełnili lukę o której mowa. Niestety zarówno autorzy, jak i rząd najwyraźniej postawili na naszych rodzinach, których bieda zmusiła do wyjazdu - krzyżyk. A wykonują oni często proste praca, na budowie, w fabrykach, czy na roli. Dalej wyczytuję coś, co już gdzieś słyszałem, to taka niewinna forma presji: „Nie okazując solidarności dziś, Polska naraża się na marginalizację w UE”. Jeśli nie przyjmiemy tego, albo tamtego unijnego prawa, narazimy się na marginalizację. Jeśli nie przyjmiemy euro, narazimy się na marginalizację... Może by w końcu zmienić płytę i przestać nas straszyć. To posłuszne wykonywanie poleceń unijnych, bez stawiania warunków, zabiera nam podmiotowość i nas marginalizuje. Nie na wszystko musimy się też godzić.

 

9. „Bo powinniśmy najpierw sprowadzić Polaków z Kazachstanu i Wielkiej Brytanii”.

 

„Przyjęcie uchodźców z Afryki i Bliskiego Wschodu w niczym nie koliduje z podjęciem bardziej skutecznej polityki repatriacyjnej ani z zachęcaniem do powrotu członków młodej emigracji z Zachodu”. Koliduje, Drodzy Państwo owszem. My taj jednej sprawy nie potrafimy udźwignąć, natomiast autorzy namawiają nas na dorzucenie krążków do sztangi, której nie możemy unieść. Wszystko nagle pod tytułem, wiara czyni cuda. Nasi polscy emigranci kochają nasz kraj taki jaki jest, za wyjątkiem biedy, a autorzy chcą zmienić oblicze etniczne oraz otoczenie w którym wzrastali. Teraz w tekście można u nich zauważyć, że przybędą także uchodźcy z Afryki, nie tylko spokojni muzułmanie z Syrii. Dalej zdanie, którego poziom, przepraszam za kolokwializm „frajerstwa poraził” mnie wyjątkowo.  „Okazanie solidarności z obcokrajowcami z Południa, rozwinięcie infrastruktury i doświadczeń w tym względzie może wręcz skłonić decydentów do odświeżenia pomysłu sprowadzenia rodaków ze Wschodu i to ułatwić”. Tak, to z pewnością będzie miało kluczowy wpływ na naszych decydentów, jeśli chodzi o sprowadzanie Polaków z Kazachstanu. Będą wtedy chętni i przygotowani, nawet na przyjęcie Eskimosów.

 

10. „Po co ryzykować, lepiej nic nie zmieniać”.

 

Autorzy piszą: „Jeśli to byłoby możliwe, argument taki miałby uzasadnienie. Ale utrzymanie status quo nie jest prawdopodobne. Wystarczy dekada utrzymywania się pozytywnych gospodarczych trendów w Polsce i kontynuacji plajty społeczeństw Południa, aby i uchodźcy, i imigranci odkryli w naszym kraju atrakcyjne miejsce do osiedlenia się”. We wszystkich filmach, w których bohaterowie walczą z przeważającym złem i spotykają zdrajców przedstawiają oni argument, że opór jest nie możliwy i lepiej poddać się już teraz. Po prostu nie ma szans. Nie - bym autorów porównywał, ale to zasianie swego rodzaju podskórnego defetyzmu.

 

„Alternatywne wobec pomocy uchodźcom jest otoczenie UE szczelnym murem i stworzenie „twierdzy Europa”, co jest niemożliwe w praktyce, a politycznie niewskazane” - zechcieli napisać pod koniec. Cóż polityczna poprawność i jej wskazania przedstawiła się sama. Wyrażenie: „politycznie niewskazane” roztacza swój wyjątkowy urok w tekście. Szczególnie jednak komiczne, w kontekście tolerowania przez UE szykan, dokonywanych na litewskich Polakach i łamaniach - wszelkich w tym względzie standardów unijnych - jest następne zdanie: „Unia zbudowana na wartościach humanitaryzmu i ochrony praw człowieka zaprzeczyłaby samej sobie i podważyła swoją wiarygodność”. Unia chroni tylko tych, których chce chronić, ponieważ stale upomina się o mniejszości seksualne na Litwie, a względem tego co się dzieje tam Polakom - dawno zaprzeczyła samej sobie, jej wiarygodność zaś przestała istnieć.

 

Aleksander Szycht

fot. flickr.com/camera_rwanda

 

© WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.

 

 

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną