Stanisław Michalkiewicz: Koszty walki o pokój w Kijowie

0
0
0
/

Zgodnie z odpowiedzią, jakiej przed laty udzieliło słuchaczowi zaniepokojonemu możliwością wybuchu wojny Radio Erewań – wojen już nie będzie, natomiast rozgorzeje taka walka o pokój, że nie zostanie nawet kamień na kamieniu. Toteż wojen na świecie dzisiaj już nie ma, a zamiast nich są operacje pokojowe, misje stabilizacyjne, ewentualnie kinetyczne operacje militarne.

 

Dni ostatnie pozwalają dodać do tego katalogu form walki o pokój również pokojowe demonstracje – takie, jakie trwają właśnie na ulicach Kijowa. Miłujący pokój demonstranci atakują tamtejszą milicję, która na te ataki odpowiada atakami, dowodząc w ten sposób, ze i jej święta sprawa walki o pokój nie jest obojętna. Wszystko zatem – jak powiadają gitowcy - „gra i koliduje”, więc nie byłoby może specjalnego powodu, by się tym zajmować, gdyby nie jedna okoliczność.


Otóż będąc 21 stycznia rano na uprzejme zaproszenie pana red. Krzysztofa Skowrońskiego w studio Radia WNET, zwróciłem uwagę słuchaczy na zdumiewający fenomen, iż na ubogiej Ukrainie tamtejsi obywatele mogą jednak pozwolić sobie na oderwanie się od zajęć zarobkowych na całe dwa miesiące, by dać wyraz swemu umiłowaniu pokoju, demokracji, no i oczywiście – Unii Europejskiej.


U nas też mają miejsce masowe demonstracje, ale nigdy nie trwają dłużej, niż do późnego wieczora, bo rano uczestnicy tych demonstracji muszą iść do pracy. Na Ukrainie najwyraźniej jest inaczej.


Przypomniałem tedy, że podobnie było podczas Pomarańczowej Rewolucji, z tym, że wtedy na podtrzymanie w demonstrantach umiłowania pokoju i demokracji 20 milionów dolarów wyłożył znany finansowy grandziarz Jerzy Soros – co wprawdzie już później, niemniej jednak ujawnił brytyjski „Guardian”.


Najwyraźniej potraktował to jako inwestycję, bo po szczęśliwym zwycięstwie Pomarańczowej Rewolucji wysłał tam Borysa Bieriezowskiego, jednego z tzw. „oligarchów” rosyjskich żydowskiego pochodzenia, aby się zorientował, co z tej całej Ukrainy uda się wycisnąć. Używając analogii z życia towarzyskiego można powiedzieć, że przed Borysem Abramowiczem Bieriezowskim cała Ukraina leżała z rozłożonymi nogami, dzięki czemu mógł on w imieniu i zastępstwie wspomnianego grandziarza wybierać sobie to to, to tamto – co mu tam bardziej pasowało.


No a jak jest dzisiaj? Trochę światła na tę sprawę rzucił zagadnięty przez pana red. Skowrońskiego polski korespondent bawiący akurat w Kijowie, który na temat strony finansowej ukraińskich demonstracji powiedział, że panuje opinia, iż są one finansowane przez „oligarchów” w kwocie co najmniej kilkuset tysięcy hrywien dziennie (korespondent mówił o 700 tysiącach), co według aktualnego kursu stanowiłoby około 200 tys. złotych dziennie. Za taką sumę nawet i nas można by znaleźć całkiem sporo płomiennych obrońców demokracji, chociaż myślę, że obstalowanie ataku na policję musiałoby kosztować drożej.


Mniejsza zresztą o to, bo znacznie ważniejsze jest, czego owi tajemniczy „oligarchowie” oczekują w zamian za wyłożoną forsę – bo że czegoś muszą oczekiwać, to przecież rzecz pewna. Wreszcie – mi ci „oligarchowie” są – czy przypadkiem nie działają na zlecenie międzynarodowych korporacji, które na przykładzie Pomarańczowej Rewolucji zorientowały się, że walka o pokój jest znacznie tańszym i pewniejszym sposobem podboju upatrzonego kraju, niż podbijanie go metodami tradycyjnymi.
 

Stanisław Michalkiewicz

 

© WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Jeśli koniecznie chcesz skopiować materiał do swojego serwisu skontaktuj się z redakcją.

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną