Państwo Kiszczaka

0
0
0
/

- Gra w ciuciubabkę ze sprawiedliwością ze strony Kiszczaka, Jaruzelskiego i reszty ma swoją długą historię biorącą początek od biesiadowania w 1988 r. w podwarszawskiej Magdalence towarzyszy z PZPR z solidarnościowym „styropianem” od Wałęsy, Michnika, Geremka i Mazowieckiego - pisze Julia M. Jaskólska.

 

Jak co roku odbyła się pikieta przed domem generała Wojciecha Jaruzelskiego w Warszawie. Demonstracja od lat organizowana jest w nocy, w rocznicę wprowadzenie stanu wojennego. Na odczytywanej co roku niepełnej liście ofiar komunizmu, w końcu wiele osób nie mogło skorzystać z pomocy pogotowia, inni nie trafili do kartotek, niezmiennie robią wrażenie nazwiska siedemnastoletniego Emila Barchańskiego i dziewiętnastoletniego Grzegorza Przemyka.

 

Pod dom generała przy ul. Ikara w Warszawie przychodzą także ludzie młodzi z pokolenia JPII, którzy - jak na przykład Michał Staniak - chociaż stan wojenny znają głównie z przekazów rodzinnych dziadków i rodziców, to uznają, że winy nie zostały odkupione.


Przekonanie o tym, że decyzja Rady Państwa o wprowadzeniu stanu wojennego 32 lata temu była nieuzasadniona i że ofiarom terroru Wojskowej Rady Ocalenia Narodowego, kierowanej przez generała Wojciecha Jaruzelskiego, należy się minimum moralne zadośćuczynienie może się zrodzić właśnie w wyniku rozmów ze świadkami tamtych wydarzeń, czy z lektury publikacji idących pod prąd oficjalnej propagandzie.


Ta bowiem wtłacza od lat do głów niedouczonej telewidowni (i to skutecznie jak pokazują sondaże), że wprowadzenie stanu wojennego było potrzebne, by uniknąć interwencji wojsk radzieckich i rozlewu krwi. Generał Jaruzelski wychodzi tym samym na męża opatrznościowego, a nie na kogoś, kto ma na rękach krew niewinnych ludzi, i odpowiada za ich szykanowanie, wyjęcie spod prawa, złamanie im życia.


Bo stan wojenny to przecież poza setką ofiar śmiertelnych także tysiące internowanych, represjonowanych, pozostawionych bez pracy i środków na przetrwanie za udział w protestach, czy za działalność w podziemnej „Solidarności”.


Tych, którzy uważają grudniowego dyktatora za patriotę, odsyłam do pamiętników Wiaczesława Mołotowa, prawej ręki Stalina i współsygnatariusza paktu pieczętującego IV rozbiór Polski w 1939 roku. To dopiero świadectwo komunistycznej moralności:

 

„W ostatnich kilku latach wielkim naszym osiągnięciem, naszym to jest komunistów, było pojawienie się dwóch ludzi. Pierwszą przyjemną niespodzianką był Andropow. (...) Drugi człowiek to Jaruzelski. Ja, na przykład, nigdy wcześniej nie słyszałem takiego nazwiska, zanim nie ujrzałem go w roli pierwszego sekretarza” – wspomina, a komentując wprowadzenie stanu wojennego w Polsce stwierdza wręcz: „Bolszewików było wśród Polaków niewielu. Jaruzelski nas wyręczył”.


Takiej jednak, pożal się Boże, sprawiedliwości doczekaliśmy, że prześladowani w stanie wojennym  mają dziś często głodowe w wysokości 800 złotych emerytury, podczas gdy średnie świadczenie funkcjonariusza aparatu bezpieczeństwa PRL wynosi ca 4,5 tys. złotych.


Nie mówiąc, że zbrodnia stanu wojennego po 32 latach wciąż pozostaje nie osądzona. Mimo że Trybunał Konstytucyjny w 2011 roku uznał ówczesne dekrety Rady Państwa PRL  za niekonstytucyjne, a w zeszłym roku Sąd Okręgowy w Warszawie orzekł, że stan wojenny „wprowadziła nielegalnie tajna grupa przestępcza pod wodzą Wojciecha Jaruzelskiego” po to, by zlikwidować „Solidarność”, zachować ówczesny ustrój oraz pozycję we władzach.


Co z tego na przykład wynika, że uwzględniając wniosek IPN, sąd wymierzył wtedy karę dwóch lat w zawieszeniu b. szefowi MSW gen. Czesławowi Kiszczakowi za udział w tej grupie przestępczej. Ano nic z tego nie wynika, bo generał Kiszczak jest ciężko chory. Choruje, gdy trzeba stawić się w sądzie, a zdrowieje, gdy idzie na spacer, remontuje własnoręcznie daczę, pracuje w ogródku lub jedzie mimo chorego serca do upalnego Egiptu. To samo z Jaruzelskim.


Dobrze więc, że posłowie Solidarnej Polski domagają się jak najszybszego osądzenia twórców stanu wojennego i przygotowania w tej sprawie specjalnej uchwały sejmu. Choć taka uchwała nie pociąga za sobą skutków prawnych, to już samo podnoszenie sprawy ma przynajmniej wydźwięk moralny, świadczy o tym, że nie ma zgody na bezkarność tych, którzy nie przebierali w środkach, by tylko zdobyć punkty w Moskwie, czy odbierać za pacyfikację własnego narodu ordery na Kremlu. Prawie zupełnie nieznany do dziś pozostaje fakt, że Jaruzelski w 1984 roku otrzymał tam, jako jedyny z Polaków, z rąk sowieckiego przywódcy Konstantina Czernienki najwyższe odznaczenie Związku Sowieckiego, czyli platynowo-złoty Order Lenina.


Poseł Andrzej Romanek z Solidarnej Polski powiedział, że „ofiary stanu wojennego wołają zza grobu o sprawiedliwość w III RP. III RP nie będzie w pełni demokratycznym, wolnym, suwerennym krajem, jeżeli twórcy stanu wojennego nie zostaną osądzeni. To ma być wyrok historii na tych osobach, które zadały gigantyczną ranę w 1981 roku narodowi polskiemu. I za tę gigantyczną ranę powinny ponieść odpowiedzialność”.


Kiedyś może i do tego dojdzie, jednak pamiętajmy, że ta gra w ciuciubabkę ze sprawiedliwością ze strony Kiszczaka, Jaruzelskiego i reszty ma swoją długą historię biorącą początek od biesiadowania w 1988 r. w podwarszawskiej Magdalence towarzyszy z PZPR z solidarnościowym „styropianem” od Wałęsy, Michnika, Geremka i Mazowieckiego.


To co mamy dzisiaj jest konsekwencją tamtych ustaleń i dlatego możemy zapomnieć o jakimkolwiek kroku do przodu, dopóki scena polityczna będzie okupowana przez partie wywodzące się z rozdania okrągłego stołu, czy - jak to powiedział niedawno Paweł Kukiz o partiach w parlamencie - przez pięć pezetpeerów w miejsce jednego, które tworzą iluzoryczność wyboru.


Czy nie ma racji Krzysztof Wyszkowski mówiąc, że „III RP nie jest w stanie od 22 lat osądzić gen. Kiszczaka w sprawie pacyfikacji kopalni Wujek w 1981 r., bo to państwo stworzone przez Kiszczaka i trudno jego współwłaściciela traktować jako zwykłego obywatela. (…). Byli właściciele PRL i twórcy III RP posiadają specjalne prawa. Ustalili system niekaralności zbrodniarzy komunistycznych jako element kontraktu zawartego przy Okrągłym Stole. Kiszczak puszczał nagrania rozmów z Magdalenki kompromitujące partnerów z „Solidarności”. To było dla niego narzędzie szantażu, zabezpieczające jego, Jaruzelskiego i wielu im podobnych.”


I tak to się od ćwierćwiecza kręci...


Julia M. Jaskólska


© Wszystkie prawa zastrzeżone. Jeśli koniecznie chcesz skopiować tekst do swojego serwisu skontaktuj się z redakcją.

 

Źródło: prawy.pl

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną