Fałszywe przesłanki wybierania przyszłości

0
0
0
/

Publicysta portalu narodowcy.net Piotr Głowacki dwoi się troi aby wytłumaczyć kult Stepana Bandery obecny gdzieniegdzie na Ukrainie. Tylko po co?

 

Dzień po ubiegłotygodniowej feralnej uchwale Sejmu w sprawie wołyńskiego ludobójstwa w artykule piętnującym jej asekurancki charakter pisałem o fałszywej perspektywie polityków głównego nurtu, postrzegających naród ukraiński przez pryzmat ruchu neobanderowskiego czy szerzej admiratorów tradycji OUN-UPA. Jakież było moje zdziwienie, gdy niemal z identyczną optyką i argumentacją zetknąłem się na portalu narodowcy.net związanym ze środowiskiem Ruchu Narodowego identyfikującego się przecież jako antysystemowa opozycja wobec elity politycznej.


Nie wiem czy artykuł „Kult Bandery a sprawa polska” wyraża stanowisko redakcji portalu, natomiast zainspirował mnie do podjęcia jeszcze raz tematu roli tradycji OUN-UPA oraz konstruowanego na jego bazie neobanderowskiego dyskursu historycznego i politycznego we współczesnej Ukrainie a co za tym idzie ich znaczenia dla ewentualnych stosunków między dwoma sąsiednimi narodami.


Piotr Głowacki w artykule „Kult Bandery a sprawa polska” wziął się za tłumaczenie, biorąc pod uwagę miejsce publikacji adresatem wyjaśnień mają być przede wszystkim narodowcy, dlaczego Polacy powinni przejść do porządku dziennego nad kultem OUN-UPA jaki stał się popularny w mniejszościowej grupie społecznej na Ukrainie, tak aby „Zbrodnia Wołyńska” nie „stała się na długie lata tematem nr 1 w relacjach między Polską a Ukrainą.” W imię tego autor wzywa do „odrzucenia destruktywnego szowinizmu” i sugeruje „budowanie relacji z Ukrainą przede wszystkim na bazie wspólnych interesów a nie tragicznej przeszłości”. Z tym sformułowaniem można się zgodzić, tylko dlaczego kwestia kresowego ludobójstwa miałaby stać na przeszkodzie rozwojowi pozytywnych relacji dwóch sąsiednich narodów? Wytłumaczeniem w ramach logiki przyjętej przez Głowackiego jest fakt, że w gruncie rzeczy pisze on o relacjach ruchem neobanderowskim a nie z Ukrainą jaką taką, którą postrzega, a co najmniej opisuje w sposób skrajnie uproszczony. I tak błędne przesłanki prowadzą go do błędnych wniosków.


Uproszczona perspektywa
 

„Niewielkim uproszczeniem będzie więc stwierdzenie, że Ukraińcy wybierają dziś spomiędzy dwóch tożsamości: postsowieckiej i prorosyjskiej oraz  nacjonalistycznej, ukraińskiej i prozachodniej, przy czym ta druga w dłuższej perspektywie wydaje się zwyciężać” podsumowuje swój opis sąsiedniego społeczeństwa Głowacki. Otóż podsumowanie owe jest właśnie wielkim uproszczeniem. Głównym probierzem neobanderowskiego „zwycięstwa w perspektywie” są dla publicysty narodowcy.net wyniki ostatnich wyborów do Rady Najwyższej w których Swoboda uzyskała 10,44% głosów. Trudno nie nazwać tego znaczącą nadinterpretacją bo o czym więc w ramach tej logiki świadczy jeszcze lepszy wynik wprost nawiązującej do czasów radzieckich Komunistycznej Partii Ukrainy, która uzyskała aż 13,18% głosów? O czym w końcu ma świadczyć poparcie dla trzech innych partii które uzyskały wynik znacznie lepszy od neobanderowców a w sprawach kulturowo-historycznych prezentują znacznie bardziej umiarkowane stanowiska niż Swoboda i KPU?


KPU podobnie jak Swoboda wyszła poza swój tradycyjny terytorialny matecznik uzyskując na przykład zauważalne poparcie w centralno-zachodnim obwodzie żytomierskim gdzie uzyskała aż 12,82% głosów (ponad 5% więcej niż Swoboda) czy obwodzie winnickim gdzie uzyskała 8,86% (około 0,5% więcej niż Swoboda). Jeszcze większy plon na zachodzie uzyskała jednak zwycięska Partia Regionów która uzyskała w obwodzie żytomierskim 21,61% głosów, winnickim 17,38%, a nawet w typowo „zapadnickim” obwodzie równieńskim 15,8% (zaledwie 0,8% mniej niż Swoboda). Swoboda wygrała w skali obwodu w wyborach wielomandatowych jedynie w obwodzie lwowskim i pojedynczych rejonach obwodów tarnopolskiego, iwano-frankowskiego czyli tam gdzie zawsze.  


To prawda że mit OUN-UPA popierają i eksploatują także poważniejsze siły polityczne wywodzące się z dawnego obozu „pomarańczowych”, jednak to sceptyczna wobec niego Partia Regionów wygrała ostatnie wybory prezydenckie i parlamentarne. Prezydent Janukowycz stworzył warunki do szybkiego, sądowego pozbawienia Bandery i Szuchewycza tytułów „Bohatera Ukrainy” w 2011 r. Jednocześnie najsilniej zaangażowany w ich gloryfikację Wiktor Juszczenko i jego partia „Nasza Ukraina” uzyskali odpowiednio 5,45% i 1,11% w wyborach prezydenckich i parlamentarnych. Czy więc neobanderyzm faktycznie idzie po rząd dusz na Ukrainie? Na podstawie wyników kilku ostatnich wyborów, wbrew temu co pisze Piotr Głowacki, z pewnością takich wniosków wyciągnąć nie można.


Wielojęzyczność


Głowacki powołuje się na fakt ogromnej popularności języka ukraińskiego jako ojczystego w edukacji młodych obywateli Ukrainy. Publicysta narodowcy.net zapomina, że do ustawy językowej z lipca ubiegłego roku ukraiński był wyłącznym językiem publicznym w państwie, co miało oczywisty wpływ na perspektywę rodziców odpowiedzialnych za wykształcenie dzieci. Jeszcze ważniejsze, że Głowacki zdaje się nie wiedzieć, że przez lata likwidacja szkół rosyjskojęzycznych często bywała odgórną decyzją polityczną i to podejmowaną aż na poziomie administracji obwodowych, które to decyzje wywoływały i wywołują nierzadko protesty społeczne. Branie więc tego wskaźnika jako dowodu na swoiście rozumianą nasiloną i oddolną nacjonalizację ukraińskiego społeczeństwa jest również nadużyciem.


Według spisu powszechnego z 2001 r. 14,8% samozadeklarowanych Ukraińców określiło język rosyjski jako rodzimy, zaś 3,9% samookreślonych Rosjan za taki język uznało ukraiński.  Dość wspomnieć, iż według sondażu przeprowadzonego przez Narodowy Instytut Statystyki Strategicznej, że aż 39% mieszkańców obwodu chmielnickiego, 43% mieszkańców obwodu żytomierskiego czy 37% czerkaskiego popierało wprowadzenie języka rosyjskiego jako drugiego języka oficjalnego – celowo przytaczam dane z obwodów centralno-zachodnich, na stereotypowo prorosyjskim wschodzie opcję taką popierała większość ludności.


Przeforsowanie przez obecny obóz rządzący ustawy dopuszczającej oficjalne używanie języków tradycyjnych mniejszości narodowych kraju w jednostkach administracyjnych gdzie stanowią one minimum 20% mieszkańców nie jest więc przykładem apriorycznej prorosyjskości a jedynie politycznie racjonalną odpowiedzią na roszczenia dużej części elektoratu. Warto zauważyć, że uchylając w 2011 r. obowiązek zdawania wstępnych egzaminów na wyższe uczelnie wyłącznie w języku ukraińskim potępiany przez nacjonalistów za rusofilię minister oświaty Dmytro Tabacznyk umożliwił ich zdawanie aż w sześciu innych językach grup etnicznych zamieszkujących tradycyjnie terytorium współczesnej Ukrainy a więc także w języku polskim, węgierskim czy tatarskim.


Badania donieckiego ośrodka R&B Group z 2012 r. ujawniły, że w domu 47% mieszkańców Ukrainy posługuje się językiem ukraińskim, 37% rosyjskim, 15% oboma językami. W miejscu pracy i nauki stosunek ten przedstawia się następująco: 45% - ukraińskim, 35% - rosyjskim, 18% - oboma, 2% - nie potrafi określić. Jeśli chodzi o język potoczny, to głównie lub wyłącznie po ukraińsku mówi 89% mieszkańców obwodów zachodnich, 62% centralnych, 16% wschodnich i 21% południowych. Aby uwidocznić na skrajnych przykładach zróżnicowanie Ukrainy dodajmy że według danych z 2004 rosyjski jako rodzimy deklarowało 5% mieszkańców obwodu lwowskiego i aż około 75% obwodu donieckiego. Wbrew temu co pisze Głowacki polaryzacja językowa Ukrainy właściwie się w ciągu ostatnich 10 lat nie zmieniła


Rosyjski ciągle dominuje w wielkich miastach (poza zachodem) oraz w popkulturze. Dodajmy, że 16-18% Ukraińców, głównie w centralnej części kraju, posługuje się w życiu codziennym tak zwanym surżykiem czyli pidżynową mieszaniną ukraińskiego i rosyjskiego. Ponieważ nie jest on deklarowany w żadnych badaniach statystycznych pozostaje kwestią domysłów udział jego miłośników w kategoriach rosyjsko- i ukraińskojęzycznych.


Jednocześnie według badania z 2011 r. 70% respondentów, wbrew potępieniu rosyjskojęzyczności ze strony nacjonalistów, nie dostrzegało istnienia „problemu językowego”. Wszystko to skłoniło analityka Ośrodka Studiów Wschodnich Tadeusza A. Olszańskiego do stwierdzenia, iż „procesowi oficjalnej (formalnej) ukrainizacji życia społecznego” przez polityków towarzyszy reakcja społeczna w postaci „jego żywiołowej rusyfikacji” („Problem językowy na Ukrainie. Próba nowego spojrzenia”, 2012).


Regionalizacja


Z kolei według badania Instytutu Socjologii Narodowej Akademii Nauk Ukrainy z 2006 r. 41% mieszkańców Ukrainy uważało się przede wszystkim za „obywateli Ukrainy”, 43% przede wszystkim za „mieszkańca określonego regionu”, 13% za „obywatela byłego ZSRR” a tylko 3% za członka swojego narodu-etnosu.  


Na początku bieżącego roku niepodległość Ukrainy popierało 62% jej obywateli. W 2011 r. w badaniach kijowskiego Instytutu Socjologii ponad 47% Ukraińców wyznało, że żałuje rozpadu ZSRR, dodajmy że w 1994 r. odsetek takich osób sięgał zaledwie 17%! Jednocześnie 42% Ukraińców badanych na początku bieżącego roku przez Fundację Inicjatywy Demokratycznej i Centrum Razumkowa chciało, aby ich kraj był członkiem Unii Europejskiej. 34% opowiadało się za dołączeniem do Związku Celnego Rosji Białorusi i Kazachstanu. 10,5% nie chciało, aby ich kraj z kimkolwiek się integrował.


Ostatecznie jednak możemy przejść do samego sedna problemu, ponieważ dysponujemy danymi statystycznymi jeśli chodzi o stosunek Ukraińców do tradycji OUN-UPA. Przytaczałem je częściowo w poprzednich artykułach zamieszczanych przez prawy.pl a zawiera je sondaż przeprowadzony przez R&B Group w roku 2009. W badaniu tym tylko 20% Ukraińców deklarowało pozytywny stosunek do nacjonalizmu w wydaniu banderowskim a aż 44% określało swój stosunek doń jako negatywny. W obwodach zachodnich przewagę mieli admiratorzy tradycji OUN-UPA – 52% oceniło ją pozytywnie a 17% negatywnie. W centrum 41% respondentów odniosło się do niej negatywnie a tylko 18% pozytywnie, natomiast na wschodzie kraju aż 58% mieszkańców ustosunkowało się negatywnie do „walki UPA” a jedynie 6% oceniło ją pozytywnie.


Jakie wnioski można wysnuć z przedstawionych powyżej danych? Na pewno taki, że społeczeństwo Ukrainy jest bardzo zróżnicowane pod względem językowym oraz kulturowym i stosunkowo zróżnicowane pod względem etnicznym, przy czym dodatkowym czynnikiem jest fakt płynności i pomieszania dystynkcji językowych i narodowościowych. Rosyjskojęzyczny nie zawsze oznacza pro-moskiewski a mile wspominający ZSRR może być jednocześnie zwolennikiem integracji z UE. Co ważne fakt owego zróżnicowania i płynności zdaje się nie przeszkadzać większości Ukraińców i nie jest dla nich problemem politycznym.


Zróżnicowanie to w dodatku ma swój ostry wymiar geograficzny. Jako obszar w którym przeważa wyraźnie etno-językowa identyfikacja ukraińska przekładająca się mocno na wsparcie dla nurtu neobanderowskiego można określić zasadniczo jedynie 5 obwodów (na 24) w zachodniej części kraju. Jednocześnie obszar ten jest regionem peryferyjnym gospodarczo, politycznie i kulturalnie. Stanowi około 14% terytorium państwa, mieszka tam 15% jego ludności ludności i wytwarza zaledwie około 10% PKB.


Region Ukrainy Zachodniej nie wytworzył własnego „klanu” polityczno-gospodarczego o znaczeniu ogólnokrajowym, które to „klany” są rzeczywistymi pierwszorzędnymi aktorami w ukraińskim systemie politycznym. Nic dziwnego bo też nie było do tego podstaw strukturalnych. Region ten nie odgrywa poważnej roli ani w życiu politycznym, ani w obiegu kulturalnym kraju. Centra gospodarcze to przemysłowe zagłębia Donbasu i Dniepropietrowska.


Tadeusz A. Olszański, analityk OSW podsumował swoistą sytuację geosocjologiczną naszego wschodniego sąsiada: „Ukraina jest krajem głęboko zróżnicowanym regionalnie. Różnice te uwarunkowane są historycznie, a doświadczenie prób unifikacyjnych, podejmowanych w ciągu ostatnich siedemdziesięciu lat przemawia za tym, że w dającej się przewidzieć przyszłości są one nieredukowalne i będą stanowić trwałe uwarunkowanie polityki wewnętrznej Ukrainy” („Kresy Zachodnie. Miejsce Galicji Wschodniej i Wołynia w państwie ukraińskim” 2013). Trudno więc wierzyć w powodzenie programu gwałtownego kulturkampfu jaki proponują neobanderowcy.


Złożona tożsamość


Biorąc pod uwagę cały ten statystyczny  obraz, opierając się też na osobistych doświadczeniach kontaktu z ukraińską młodzieżą biorącą udział w szkołach zimowych wrocławskiego Kolegium Europy Wschodniej mogę z łatwością zakwestionować tezę, że nurt banderowski, historycznie i socjogeograficznie będący zjawiskiem peryferyjnym dla współczesnej Ukrainy może odegrać rolę jaką wróży jej Piotr Głowacki.


Większość współczesnych Ukraińców jest przywiązana do własnej niepodległej państwowości i szanuje kulturę ukraińską. Jednocześnie większość w różnych proporcjach komunikuje się zarówno w języku ukraińskim jak i rosyjskim, młodzież zaś porusza się przeważnie w przestrzeni rosyjskiej popkultury co wszakże nie łączy się z polityczną prorosyjskością. Mniejszość Ukraińców tęskni za Związkiem Radzieckim. Wielu młodych ludzi widzi dla siebie i swojego kraju pozytywne aspekty zacieśniania związków z zachodnimi państwami i zrzeszeniami integracyjnymi, jednak inaczej niż tego chce część polskiej opinii publicznej niewielu z nich pragnie budować te związki poprzez ostrą konfrontację z Moskwą a tym bardziej w takim celu. Sądzę, że większość Ukraińców ma wobec Rosji stosunek raczej ambiwalentny, dostrzegając zarówno pozytywy jak i negatywy dwóch dekad relacji z nią.


Potwierdzeniem takiej oceny jest fakt dominacji Partii Regionów na ukraińskiej scenie politycznej, w istocie wyraża ona takie właśnie postawy. Jak bardzo oderwane od rzeczywistości jest definiowanie prezydenta Janukowycza i jego obozu jako prorosyjskich udowadnia jego zaangażowanie w dywersyfikację źródeł pozyskiwania energii (w tym rozwój krajowego przemysłu pozyskiwania-syntezowania surowców energetycznych), niezgoda na sprzedaż Rosjanom ukraińskich rurociągów, czy też nie przystąpienie, mimo silnej presji Moskwy, do Związku Celnego Rosji Białorusi i Kazachstanu. Wbrew stereotypom obecny obóz rządzący zrobił dla podmiotowości Ukrainy wobec wschodniego sąsiada znacznie więcej niż szeroko reklamowane u nas jako „prozachodnie” sieroty po „pomarańczowej rewolucji” czy tym bardziej radykalni wielbiciele Stepana Bandery.


Tych ostatnich można raczej rozpatrywać jako reprezentantów specyficznej, wyróżniającej się na tle reszty kraju grupy społecznej. Trudno przypuszczać by w społeczeństwie o tak skomplikowanej strukturze mogli być oni czymś innym niż mniejszościową frakcją napędzającą i napędzaną przez dialektykę radykalizmów – przy czym drugim jej biegunem pozostaje KPU. Rządzącym Ukrainą, kimkolwiek będą, życzyć należy raczej sprawnego zarządzania tym dialektycznym sprzężeniem, niedopuszczenia do wzrostu polaryzacji i destabilizacji która zwichnęła by powolny proces tworzenia się nowej ukraińskiej tożsamości, który narastając powinien ułatwiać proces budowania sprawnego, podmiotowego państwa, które z kolei w efekcie może być najlepszym katalizatorem narodowej wspólnoty. Wbrew temu co pisze Piotr Głowacki nurt neobanderowski nie jest przyszłością Ukrainy. Jest jej szerszym lub węższym marginesem.


Kwestia polska


Świadomie abstrahowałem w moim tekście od moralnego wymiaru zagadnienia. Jak zaznacza Głowacki nie można „w jakikolwiek sposób zaniedbywać moralny obowiązek dbania o pamięć ofiar Wołynia i Małopolski Wschodniej”. Biorę to za dobrą monetę tylko jak w tym kontekście wyglądają reakcje reprezentującej ukraiński nacjonalizm partii Swoboda czy szarzej ukraińskiej opozycji z którą chce się porozumiewać?


W odpowiedzi na tak przecież złagodzoną, okaleczoną przez poprawność polityczną sejmową uchwałę upamiętniającą „czystkę o znamionach ludobójstwa”, zdominowana przez partię Batkiwszczina i Swobodę rada obwodu wołyńskiego wydała agresywne oświadczenie. W swojej odezwie wołyńscy radni uchwałę Sejmu RP określają jako "antyukraińską" i "szowinistyczną", piszą o „czystkach etnicznych, prowadzonych przez polskie formacje zbrojne na terytorium Wołynia, Chełmszczyzny, Nadsania i Podlasia” a w końcu próbują przerzucić moralną odpowiedzialność na stronę polską poprzez absurdalne ahistoryczne stwierdzenie „konflikt zaczął się z inicjatywy polskiej strony, która nie chciała przyznać Ukraińcom prawa bycia gospodarzami we własnym domu. Dzięki aktywnym działaniom Ukraińców udało się uchronić od spalenia przez polskie oddziały setki ukraińskich wsi, a Wołynianie uniknęli losu Ukraińców, którzy stali się ofiarami operacji >Wisła<”.


Lider Swobody Ołeh Tiahnybok zareagował zaś na uchwałę Sejmu słowami, że polscy posłowie „zepsuli wszystko co można było zepsuć” w stosunkach polsko-ukraińskich. Głowacki woła, trochę niczym Kwaśniewski – „wybierzmy przyszłość”, jednak partnerzy dialogu jakich wskazuje nic sobie z tego wezwania nie robią i czynią swoją mitologię historyczną istotną treścią komunikacji z Polakami.


Oczywiście publicysta narodowcy.net ma rację że główne ostrze nacjonalizmu neobanderowców jest dziś skierowane przeciw Rosji, Rosjanom a także rosyjskojęzycznym Ukraińcom. Jednak trudno zgodzić się z jego sugestią, że hołdowanie banderowskiej mitologii historycznej nie przekłada się na (rzekomo pozytywny) stosunek ukraińskich nacjonalistów do Polski i polskiej mniejszości narodowej na Ukrainie.


Głowacki dokonał grubej manipulacji przedstawiając fakt ustanowienia Domu Polskiego we Lwowie jako wielką zasługę zdominowanej przez  Swobodę rady miejskiej i dowód propolskości samej partii. Prawda jest taka, że nieruchomość z przeznaczeniem na polski ośrodek przekazało na polecenie prezydenta Janukowycza ukraińskie ministerstwo obrony jeszcze w kwietniu 2012 r. Prawo ukraińskie wymagało by odbyło się to za pośrednictwem władz lokalnych. Tymczasem swobodowska rada miejska przez ponad rok blokowała inicjatywę po to aby uczynić kwestię Domu Polskiego kartą przetargową w sprawie uchwały naszego Sejmu w rocznicę rzezi wołyńskiej. To dobry przykład tego jak neobanderowcy czynią historię zasadniczą treścią relacji tak z Rzeczpospolitą jak i lokalną mniejszością polską nie wahając się przy tym przed ingerowaniem w wewnętrzne sprawy tej pierwszej.


Można jeszcze przypomnieć wystąpienia prominentnej reprezentantki nacjonalistycznej partii Iryny Farion która była pomysłodawczynią burzenia iwanofrankowskiej (stanisławowskiej) starówki jako mającej polską a więc „kolonialną” genezę czy zatroskanej o los „ukraińskiego terytorium etnicznego” w obecnych granicach Rzeczpospolitej. W radzie miejskiej Lwowa z pewną regularnością pojawiają się pomysły prawomyślnej „korekty” pomników i pamiątek polskiej historii miasta.


Jeśli w zachodniej Ukrainie nie mamy do czynienia ze spektakularnymi działaniami wymierzonymi w działalność kulturalną polskiej mniejszości narodowej to dzieje się tak tylko dlatego, że działalność ta jest zepchnięta do półprywatnych nisz, sami Polacy są zaś raczej mało asertywni w manifestowaniu swojej tożsamości narodowej i nie próbują jej podnosić na poziom faktów społecznych. Charakterystyczne, że Polak będący merem Mościsk (około 36% ludności polskiej) zapytany przez polskiego dziennikarza czy zamierza skorzystać z zapisów nowej ustawy językowej i wprowadzić polski jako lokalny język urzędowy zdecydowanie uciął temat. Nie wiem czy Piotr Głowacki jest zadowolony z tego stanu rzeczy, ja nie.


Znamienny jest przykład mniejszości węgierskiej zwarcie zamieszkującej obwód zakarpacki, niezwykle aktywnej społecznie, sięgającej po władzę na szczeblu lokalnym, ustanawiającej węgierski drugim językiem oficjalnym a także promującej węgierskie napisy w przestrzeni lokalnej która jest celem agresywnych ataków ukraińskich nacjonalistów zarówno w mowie jak i czynie. Po serii antywęgierskich ekscesów kontakty ze Swobodą zerwał węgierski Jobbik przedkładając interes narodowy ponad partyjne afiliacje. Pokazuje to wyraźnie, że neobanderyzm niesie w sobie nie tylko antyrosyjski potencjał.


Piotr Głowacki myli się więc potrójnie. Ruch neobanderowski ani nie przejmie rządu dusz na Ukrainie ani jako Polacy nie powinniśmy sobie tego życzyć bo stosunki między dwoma sąsiednimi narodami znacznie łatwiej będzie budować bez obciążenia postaci tego ruchu. Jego dylemat czcić pamięć o kresowym ludobójstwie, także na Ukrainie, czy zachować dobre relacje z państwem ukraińskim wydaje mi się fałszywy.
                                        

Karol Kaźmierczak
Na zdjęciu: Pomnik Stepana Bandery w Brzeżanach, fot. Wikimedia Commons

Źródło: prawy.pl

Najnowsze

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną