Stanisław Michalkiewicz: W rzeczywistości podstawionej

0
0
0
/

- Że choroba jest powszechna, to się wydało w związku z prośbą o azyl polityczny, jaką Snowden złożył w kilku krajach pyszniących się demokracją i umiłowaniem wolności. Okazało sie, że to blaga, że żaden z tych pożal się Boże, "rządów" nie odważył się postawić amerykańskim tajniakom - pisze Stanisław Michalkiewicz.

 

No i wyszło szydło z worka. Jakże tu nie poddawać się teoriom spiskowym, kiedy okazuje się, że ta cała demokracja to jeden Scheiss, w którym na podobieństwo muszych larw, roją się tajniacy?


Po ucieczce Edwarda Snowdena wydało się, co ze Stanów Zjednoczonych zrobił w ciągu zaledwie 12 lat Żyd Michał nomen omen Chertoff. Pod pretekstem "walki z terroryzmem" przy pomocy Patriot Act nie tylko uczynił z tego ongiś wolnego kraju państwo policyjne, ale wykorzystując amerykańską potęgę obchlustał tajniaczym Scheissem połowę świata.


Co tu dużo gadać; cesarz Klaudiusz miał sporo racji, już w 40 roku po Chrystusie wytykając Żydom aleksandryjskim, że "szerzą jakąś powszechną chorobę świata cywilizowanego" - o czym Swetoniusz Trankwillus wspomina w "Żywotach Cezarów".


Że choroba jest powszechna, to się wydało w związku z prośbą o azyl polityczny, jaką Snowden złożył w kilku krajach pyszniących się demokracją i umiłowaniem wolności. Okazało sie, że to blaga, że żaden z tych pożal się Boże, "rządów" nie odważył się postawić amerykańskim tajniakom.


Jakże zresztą miałby się im postawić, kiedy ci wszyscy Umiłowani Przywódcy to tylko marionetki, wprawiane w ruch przez miejscowych tajniaków, którzy wspólnie tworzą tajniaczy internacjonał, znacznie potężniejszy od wszystkich międzynarodówek komunistycznych.


Gdzieżby tam pozwolili wydrzeć sobie możliwość dymania "suwerenów", którzy myślą, że jak mogą powybierać sobie tych wszystkich prezydentów i innych dygnitarzy, to są ogromnie ważni i pełnomocni.


Tymczasem tajniacy obracają ich, jak chcą, grabiąc z forsy w biały dzień do spółki z banksterami - a niezależne media głównego nurtu, poobsadzane przez konfidentów, czuwają, by nikt się nie zorientował, że żyje w rzeczywistości podstawionej.


Edward Snowden poprosił też o azyl polityczny w Polsce, ale książę na "strefie zdekomunizowanej" w Chobielinie, czyli minister Radosław Sikorski mu odmówił. Gdzieżby tam szpaczkujący na Twitterze "Szpak" ("szpaczkujesz, nie czujesz, śmierć jak kot, spadnie w lot" - ostrzegał ksiądz Baka w "Uwagach o śmierci niechybnej") ośmielił się podskoczyć tajniakom, nawet tubylczym, a cóż dopiero - amerykańskim!


Jużci, miał wiele racji Boy-Żeleński pisząc, że "gdy się człowiek robi starszy, wszystko w nim po trochu parszy". W przypadku pana ministra Sikorskiego sprawdza się to co do joty. Jeszcze w 1990 roku był zupełnie normalny, a teraz - szkoda mówić! Jestem pewien, że nawet nie zdaje sobie sprawy z własnej śmieszności, kiedy razem z tym całym swoim premierem Tuskiem groźnie kiwa palcem w bucie, że będzie "domagać się" od Amerykanów "wyjaśnień". Wyjaśnią mu na pewno - aż zobaczy wszystkie gwiazdy.


No a my przyjmijmy do wiadomości, że jak mamy w mieszkaniu telefon komórkowy, telewizor i komputer, to mamy trzech szpiegów - nie licząc oczywiście konfidentów którejś z siedmiu tajnych służb, co to mogą być na nas "zadaniowani" - a jak mogą być, to pewnie i są.
 

Stanisław Michalkiewicz

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną