Robert Winnicki: Bóle politycznych PROROKÓW

0
0
0
/

Działalność i typ mentalności jaką promuje Adam Gmurczyk, jest bliźniaczo podobna do tej, jaką szczepi Korwin-Mikke. Różnią się biegunem ideologicznym ale to kwestia drugorzędna. Istota jest ta sama – nie ma „konserwatywnego-liberalizmu” w Polsce poza KNP a JKM jest jego prorokiem i nie ma „prawdziwego nacjonalizmu” w Polsce poza NOP-em a Adam Gmurczyk jest jego prorokiem.

 

Ci panowie mogą grać te płyty do końca świata i jeden dzień dłużej. W  roli guru dla wąskiego grona zwolenników, odsądzającego do czci i wiary wszystko wokół. Z równie mizernym skutkiem.


Adam Gmurczyk postanowił przyłączyć się do chóru atakującego Ruch Narodowy. Stając w jednym szeregu z Michnikiem, Sakiewiczem czy Korwinem-Mikke, postanowił zaatakować RN z pozycji rzekomo - "prawdziwie nacjonalistycznych". Spróbujmy prześledzić jego wywody.


Przede wszystkim Gmurczyk, co szczególnie zabawne, zważywszy na niewielki potencjał środowiska, jakie reprezentuje, rości sobie pretensje do tego, by wyrażać i arbitralnie ustalać - co jest, a co nie jest "nacjonalistyczne". Cały jego artykuł ma dokładnie taką formę dychotomicznego zestawienia: "Stanowisko RN" vs. "Stanowisko nacjonalistyczne". W takim postawieniu problemu już na starcie zawarte są dwa, zasadnicze kłamstwa.


Po pierwsze, Gmurczyk stosuje termin nacjonalizm w takim samym charakterze, w jakim używa się sformułowań typu "kosmopolityzm", "socjalizm" albo "liberalizm", czyli traktuje nacjonalizm jako zamkniętą doktrynę uniwersalną, wręcz wszechświatową. Jest to nie tylko niezgodne z tradycjami polskiej myśli narodowej, które zawsze podkreślały konieczność wypracowania oryginalnej koncepcji ideowej i politycznej, korespondującej ze specyfiką polskiej kultury, mentalności, tożsamości, historii i położenia geopolitycznego.


Jest to wręcz sprzeczne ze zdrowym rozsądkiem. Bo o ile różne formy współpracy i porozumienia pomiędzy organizacjami i nacjonalistycznymi ruchami politycznymi w świecie występują, co trzeba popierać i z czego należy się cieszyć, o tyle, pomimo pobożnych życzeń niektórych środowisk, prawda jest taka, że ile narodów, tyle nacjonalizmów. Ta wielość i różnorodność jest normalna i naturalna tak samo, jak normalna i naturalna jest wielość i różnorodność narodów. Koncepcja uniwersalnego, „internacjonalistycznego nacjonalizmu” jest projektem równie utopijnym co libertariańskie brednie o cudownej krainie wolności w średniowiecznej Grenlandii...


Po drugie, co już zostało zaznaczone, nadużyciem jest nie tylko fakt, że Gmurczyk podaje do wierzenia jakąś „panreligię” nacjonalizmu. Ale, że zdaje się przemawiać w jej imieniu niejako w randze proroka. Do czego nie ma żadnej legitymacji. Jest to, jak na człowieka, który przez 30 lat działalności, osiągnął stabilny poziom „jałowego biegu”, wyjątkowo buńczuczne. Tyle jeśli chodzi o formę artykułu. Przejdźmy do treści i poszczególnych punktów.


Unia Europejska


Kłamstwo nr 1. odnośnie RN, powtórzone później w tekście wielokrotnie: „Dla Ruchu Narodowego, podobnie jak dla macierzystego PiS, czy poprzedników RN – Prawicy RP i Libertas” - żadna z wymienionych partii nie jest dla RN ani „macierzystą” ani „poprzednikiem”. Z tymi nazwami łączy się nazwisko jednej osoby spośród 10-osobowej Rady Decyzyjnej RN i spośród tysięcy osób tworzących organizacje wchodzące w skład RN. Jeśli by zastosować pseudo-logikę Gmurczyka, to „następcami” NOP-u były i są np.: ZChN, PiS, AWS, LPR czy... Instytut Myśli Państwowej „konserwatywno-liberalnego” Romana Giertycha, bo we wszystkich tych bytach byli lub są byli członkowie NOP (Kamiński, Dębski, Farfał).


Kłamstwo nr 2. - „Unia nie jest najlepsza, ale jest i ma być, co najwyżej winno się odrzucić Traktat Lizboński” pisze Gmurczyk o rzekomym stanowisku RN. Tymczasem jest ono następujące: trzeba podjąć próbę rozmontowania UE w jej dotychczasowym kształcie. Nie „co najwyżej odrzucić TL” mówi RN a „w pierwszej kolejności”. W razie niepowodzenia – wystąpić, uprzednio zapewniwszy  Polsce zdolność do przetrwania, czyli zmontować sojusz państw - co najmniej na obszarze Grupy Wyszehradzkiej. Przystosowując szybko gospodarkę, odbudowując armię, mobilizując naród. Próbując stworzyć oś z, prowadzącymi bardzo przemyślaną i asertywną politykę zagraniczną oraz obronną, państwami skandynawskimi.


Pójść na ślepo na totalną wojnę z Berlinem i Brukselą, wygrażając Waszyngtonowi oraz mając jednocześnie naciskającą ze wschodu Moskwę na plecach i nie mając w ręku żadnych atutów – to może oczywiście postulować Adam Gmurczyk, który nie ma nic do stracenia, więc może sobie opowiadać rzeczy dowolne. Natomiast żaden odpowiedzialny działacz czy polityk narodowy nic takiego nie zrobi. Bo radykalnie kontestować system nie oznacza być radykalnie niefrasobliwym i oderwanym od rzeczywistości.


Imperialna polityka USA i Izraela


Kłamstwo nr 3. - „Stany Zjednoczone i Izrael są traktowane jako punkt stały wszelkiej polityki zagranicznej. Tzw. proatlantyzm, wyrażany poparciem dla imperialnej polityki USA i Izraela”  - zarzuca RN Gmurczyk. Rzuca przy tym dosyć ciężkim banałem referując „stanowisko prawdziwie nacjonalistyczne”. Banałem, pod którymi podpisze się każdy, z Barackiem Obamą, Madonną i wszystkimi laureatami Orderu Uśmiechu na czele: „walczymy o świat wolnych narodów i państw, które współpracują, dobrowolnie, dla osiągnięcia wzajemnych korzyści”. By gdzie indziej stwierdzić (kłamstwo nr 4.): „nacjonalizm sprzeciwia się Nowemu Porządkowi Światowemu, który de facto jest bliski poglądom RN”.

 

Stany Zjednoczone są oczywiście stałym punktem dyskusji o polityce zagranicznej. Dlatego, że są, schodzącym, ale jednak – supermocarstwem światowym, mającym globalne wpływy. Nieuwzględnianie ich jako punktu odniesienia to dosyć ciężka aberracja intelektualna.


Jeśli ktokolwiek bierze się za pisanie o polityce międzynarodowej, czy o polityce w ogóle, musi myśleć o trzech rzeczach: stan faktyczny; stan pożądany i potencjalne metody zmiany stanu faktycznego na pożądany. Stan faktyczny na dziś jest taki, że Polska jest bez armii i że jest w NATO, czyli w sojuszu obronnym, który właśnie kończy swój żywot i traci sens; jeśli nie de iure to z pewnością de facto. Na wschodzie mamy sąsiada, który posiada w naszej części Europy interesy sprzeczne z naszymi i najsilniejszą armię na kontynencie, na zachodzie zaś nie mamy żadnych wypróbowanych sojuszników. W tym sensie zdanie Artura Zawiszy, że „jesteśmy członkami NATO, które inaczej niż Unia może uzupełniać polski potencjał obronny” jest o tyle prawdziwe, o ile do potencjału obronnego bliskiego zeru możemy dodać dosyć iluzoryczne obietnice. Które, niestety, nie dają nam gwarancji w przypadku rzeczywistego zagrożenia.


W tym sensie na chwilę obecną NATO mało co nam gwarantuje, ale niekoniecznie nam szkodzi. Śmiertelnym zagrożeniem dla Polski jest za to nasza absolutna bezbronność. Jesteśmy totalnie rozbrojeni na polu militarnym, ekonomicznym i kulturowo-mentalnym. Czy to wiąże się z obecnością w NATO? Nie, nie wiąże się. Bezbronność wiąże się przy kwestii kulturowo-mentalnej na pewno i przy bezbronności ekonomicznej częściowo, z przyjęciem demoliberalnych paradygmatów, których USA są na świecie promotorem i orędownikiem - to bez wątpienia. Ale sama przynależność do NATO nie jest problemem do tego, by prowadzić samodzielną politykę kulturalną, ekonomiczną i zagraniczną. By, wreszcie, budować swój własny potencjał zbrojny (czego, notabene, NATO się od nas dopomina...). Najlepszym przykładem jest tutaj Turcja, wschodzące mocarstwo regionalne, reislamizujące się, idące na kursie kolizyjnym wobec Izraela i dysponujące drugą co do wielkości armią w NATO.  


Jeśli chodzi o kwestię Izraela; pomyłką jest czynienie ze sprawy palestyńskiej sztandaru dla działalności nacjonalistów nad Wisłą. Ruch Narodowy nie jest od tego, by z wypiekami na twarzy angażować się w konflikt izraelsko-arabski, choć nie jest tajemnicą, że większość jego działaczy i wielu liderów z sympatią patrzy na stronę arabską. Zadaniem polskiego Ruchu Narodowego jest wyartykułowanie interesów, jakie Polska posiada w tym regionie świata. A te interesy są dwojakiego rodzaju. Pierwsze to interesy motywowane ideowo. Polska jako kraj chrześcijański powinna prowadzić politykę na rzecz ochrony bliskowschodnich wspólnot chrześcijańskich, tak drastycznie doświadczonych przez kolejne amerykańskie interwencje zbrojne i prześladowanych szczególnie w państwach-sojusznikach USA, takich jak Arabia Saudyjska. Powinna również lobbować za pokojem i swobodnym dostępem do Ziemi Świętej dla chrześcijan.


Drugi zespół interesów to po prostu biznes. Zapewnienie sobie dostaw surowców energetycznych i wchodzenie na potencjalne rynki zbytu. Dziś właściwie tego nie czynimy, ponieważ służymy interesom USA, zamiast budować stosunki bilateralne z poszczególnymi krajami. Politykę odnośnie Bliskiego Wschodu należy prowadzić w oparciu o te dwa filary niezależnie czy będzie to oznaczać współpracę czy wchodzenie w kolizję z interesami Izraela lub USA. Znowu, za przykładem Turcji, która postępuje w tym regionie dokładnie tak, jak się jej w danym momencie opłaca, nie wpisując się w żadne schematy pro czy anty-izraelskoamerykańskie.


Jeśli rozszerzyć problem izraelski na kwestię poprawności politycznej w tematyce żydowskiej, to stwierdzenia Gmurczyka są już zupełnie absurdalne. Liderzy RN, np. Przemysław Holocher czy piszący te słowa, nie raz wyrażali się jasno, choćby w przypadku obrony polskiej polityki historycznej przed agresywną postawą środowisk żydowskich. W sprawie prof. Jasiewicza wydane zostało specjalne oświadczenie. Po raz kolejny więc Gmurczyk kłamie na swoją modłę (kłamstwo nr 5.)


Atlantyzm rozumiany jako demoliberalizm kulturowy i drenaż ekonomiczny  prowadzony przez wielkie korporacje z centralami za oceanem (i nie tylko) należy zwalczać, bo rozkłada naszą tkankę narodową i niszczy podstawy ekonomiczne. Traktowanie tej walki jako „świętej krucjaty przeciwko wszystkiemu co związane z USA” jest o tyle niepoważne, o tyle znowu – antypolityczne - co na odległość śmierdzące moskiewskimi inspiracjami. Podobnie jak antyrosyjski obłęd „świętej krucjaty” zawsze i wszędzie skierowanej przeciw Moskwie w wydaniu  środowisk pisowskich, pachnie robotą CIA. Ocenianie ideologicznych krucjat w polityce międzynarodowej zawsze powinna poprzedzać prosta refleksja i odpowiedź na pytanie – komu to służy? I czy na pewno naszemu narodowi?


Stan pożądany, rozumiany być powinien jako państwo polskie prowadzące podmiotową politykę zagraniczną poza umierającym NATO, posiadające silną armię (która, wobec naszych możliwości finansowych, musi być połączona z aktywną obroną terytorialną – jej orędownikiem jest złośliwie wypomniany Ruchowi przez Gmurczyka prof. Romuald Szeremietiew) i budujące regionalny sojusz polityczno-wojskowy, o którym wspominałem wcześniej. Metodą dojścia do tego pożądanego stanu nie jest geopolityczne trzęsienie ziemi i rzucenie się bez broni i pomysłu znowu przeciw wszystkim, a błyskawiczna praca wewnętrzna nad zbudowaniem polskiej siły we wszystkich trzech, wspomnianych wcześniej, obszarach, w których jesteśmy bezbronni. Żeby być silnym i atrakcyjnym partnerem dla potencjalnych koalicjantów.


Opowiadanie bajek o „świecie wolnych narodów i państw, które współpracują, dobrowolnie, dla osiągnięcia wzajemnych korzyści” w wydaniu Gmurczyka kojarzy się z baśniami korwinistów o „świecie, w którym wszyscy stosują zasady wolnego rynku” albo po prostu z baśniami w stylu „żyli długo i szczęśliwie”. Ruch Narodowy nie jest od opowiadania bajek, tylko od wypracowania kierunków polskiej polityki i zbudowania siły, która je zrealizuje.


Sprawy wewnętrzne


Tutaj właściwie autor „odjechał” w pełni (mega-kłamstwo nr 6.) Wystarczy przytoczyć pierwsze zdanie: „Ruch Narodowy akceptuje istniejący system polityczno-ekonomiczny, domagając się (jak każda formacja demoliberalna dążąca do władzy) jedynie wymiany ekipy rządzącej na swoją”. Ciężko zliczyć w ilu tekstach i podczas ilu wystąpień publicznych liderzy RN mówili, nie tylko w ostatnim półroczu, o konieczności systemowej zmiany w Polsce - na ustrój rzeczywiście narodowy i chrześcijański. Na temat fundamentu różniącego nas od centroprawicy, która postrzega problemy Polski właściwie tylko w optyce technokratycznej. Na temat fundamentów aksjologicznych, zmian we władzy ustawodawczej i wykonawczej, rewolucji kulturowej. Na temat przebudowy oznaczającej zasadniczą zmianę instytucji państwa, zmianę paradygmatów mentalnych w społeczeństwie, właśnie w opozycji do myślenia kategoriami - „obsadzania swoimi”. Pisząc tak ewidentną nieprawdę Gmurczyk liczył chyba wyłącznie na tych, którzy wiedzę o Ruchu Narodowym czerpią wyłącznie z jego tekstów...


Szef NOP-u rozpisał się przy tym punkcie najdłużej, ale w żaden sposób nie wpłynęło to na głębię ani liczbę argumentów. Nie ma tam żadnych konkretów poza powtarzaniem, w stylu dosyć komicznego „demaskatora”: „RN mówi, że x i y, ale przecież wiadomo, że tak naprawdę to z”. No właśnie wiadomo, ale wiadomo nie to, co napisał Gmurczyk. A nie opisał konkretów nie dlatego, że nie wiedział. Bo, jak wskazuje kolejny fragment, dosyć pilnie śledził Kongres Ruchu Narodowego, podczas którego padło mnóstwo konkretów dotyczących wszystkich aspektów życia społecznego, politycznego, ekonomicznego czy kulturalnego. Nie opisał i nie odniósł się do tego, o czym była mowa na Kongresie, wyrażającym stanowisko RN, z prostego powodu – jego artykuł, pisany z zamiarem „przywalić”, nie miałby sensu.


Jednym z ulubionych epitetów jakimi wobec RN posługuje się Gmurczyk jest sformułowanie o „konserwatywno-liberalnym” charakterze Ruchu. Jakie przedstawia na to dowody? Żadne. Ba! Gdy wspomina o postulatach kojarzonych z myślą wolnościową, które artykułowali m.in. obecni na Kongresie przedstawiciele UPR, to... chwali je: „czy istnieją jakieś wątki zbieżne [z tym, co głosi „prorok” nacjonalizmu - RW]. Niewątpliwie – tak. […] niskie podatki, ograniczenie biurokracji – znalazłoby się i parę punktów wspólnych z węższego nieco zakresu”. Nie potrafi natomiast wymienić ani jednego postulatu, który byłby w stanie sensownie zaatakować. Czyżbyśmy mieli do czynienia z coming-outem nowego wcielenia? Z nowym, „konserwatywno-liberalnym” Adamem Gmurczykiem?


Kończąc tę nieco przydługą refleksję przywołam na końcu dwa tematy, które porusza omawiany autor. Pierwszy to obecność na Kongresie przedstawicieli węgierskich organizacji Jobbik i HVIM, którego lider, wg Gmurczyka „nie domyślił się, że jest jedynie narodowo-radykalnym kwiatkiem do proizraelskiego, prounijnego, proamerykańskiego i pronatowskiego „gajera”. No cóż, znowu zabawne stwierdzenie w kontekście naszej, trwającej już ponad trzy lata, regularnej i coraz bardziej intensywnej współpracy z węgierskimi nacjonalistami. Nieświadomemu czytelnikowi może ten fragment sugerować, że Węgrzy pojawili się u nas przypadkowo, że nie było to czwarte z rzędu spotkanie od początku tego roku z wysokimi przedstawicielami tych organizacji, jakie mieliśmy na szczeblu oficjalnym. Tymczasem „bratankowie” doskonale wiedzą do kogo przyjeżdżają – do siły narodowej, a nie proizraelskiej, unijnej, natowskiej czy amerykańskiej.


Druga sprawa to wodze fantazji, jakie puścił Adam Gmurczyk opisując „świetlaną przyszłość Ruchu”, w skład którego wszedłby NOP, który dostałby się do parlamentu i który momentalnie  uległby rozpadowi wobec „braku spoistości ideowej”. Otóż ta spoistość jest, co wyraża się przede wszystkim konstruktywną pracą organizacyjną i programową, jaką prowadzą skupione w RN środowiska. Tę spoistość zaprezentowaliśmy na Kongresie. Czy RN jest wielonurtowy? Jest i dyskusje pomiędzy przedstawicielami różnych nurtów na temat kwestii szczegółowych postulatów w sprawach drugorzędnych trwają i trwać będą. Jak bardzo różne tradycje mogą połączyć się dla realizacji wspólnych celów podstawowych pokazało m.in. ostatnie oświadczenie Stowarzyszenia Niklot. Pokazuje dyskusja o narodowym solidaryzmie i narodowym pragmatyzmie gospodarczym. I wiele innych.


Bo Ruch Narodowy to nie tylko przełom ideowo-polityczny. To przede wszystkim przełom mentalny, który sprawia, że można stworzyć siłę opartą na szerokim spektrum środowisk, którym unifikacja nie jest potrzebna, ale których współpraca przynosi potężne owoce. To wyjście poza schemat sekciarski, w którym te same grupy ludzi od lat tkwią na dobrze znanych, okopanych pozycjach, obrzucając się tyleż zideologizowanymi, co pustymi frazesami. Zwłaszcza, że naszą pracę wewnętrzną koncentrujemy na konkretach, a nie na licytacji na slogany, jaką przez cały swój tekst uprawia Gmurczyk. Bo czy postulat emerytury obywatelskiej to „socjalizm” (świadczenie społeczne równej wysokości dla wszystkich) czy „liberalizm” (jest to postulat, który forsuje wielu wolnościowców)? Czy armia sprzężona z obroną terytorialną to „systemowy atlantyzm” (bo rekomenduje ją b. wiceminister w MON) czy „rozumny nacjonalizm” (bo zakłada oparcie doktryny odstraszania na siłach krajowych)? Czy walka z demoliberalnym paradygmatem kulturowym, konsumpcjonizmem, promocja etosu heroicznego i wspólnotowego, to „neopogaństwo” (Niklot popiera) czy „katolicka kontrrewolucja” (zdrowa część Kościoła też popiera)?  Czy wzmocnienie i ujednoznacznienie władzy wykonawczej to „konserwatywny liberalizm” czy „prawdziwy nacjonalizm”?


Działalność i typ mentalności jaką promuje Adam Gmurczyk, jest bliźniaczo podobna do tej, jaką szczepi Korwin-Mikke. Różnią się biegunem ideologicznym (choć przecież były wspólne manifestacje NOP-u z konserwatywno-liberalnym UPR-em, choćby w latach 90-tych, co na  to strażnicy true-nacjonalizmu?) ale to kwestia drugorzędna. Istota jest ta sama – nie ma „konserwatywnego-liberalizmu” w Polsce poza KNP a JKM jest jego prorokiem i nie ma „prawdziwego nacjonalizmu” w Polsce poza NOP-em a Adam Gmurczyk jest jego prorokiem. Ci panowie mogą grać te płyty do końca świata i jeden dzień dłużej. W  roli guru dla wąskiego grona zwolenników, odsądzającego do czci i wiary wszystko wokół. Z równie mizernym skutkiem. O czym dobrze wiedzą narodowo-radykalni Węgrzy i dlatego przyjeżdżają spotykać się z budującym autentyczną siłę Ruchem Narodowym, zamiast odbywać te same od lat rytuały z „prawdziwą prawicą” lub „najprawdziwszymi nacjonalistami”. I co, jak widać, mocno boli Adama Gmurczyka oraz kilka innych osób, którym RN psuje owe jałowe rytuały, pokazując, że można inaczej. Bo gdyby nie bolało, to nie mnożyłyby się w ostatnim czasie takie teksty, jak wyżej omówiony.


Robert Winnicki
Autor jest jednym z liderów Ruchu Narodowego, Honorowym Prezesem Młodzieży Wszechpolskiej.
fot. Prawy.pl

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną