Cztery nogi dobre, dwie nogi złe

0
0
0
/

Jeszcze nie ucichły echa rewelacji, że Niemcy, przeżywający – jak się okazało – coraz dotkliwsze trudności lokalowe, musieli umieścić syryjskich uchodźców w – jak się okazało – chwilowo nieczynnym obozie Buchenwald, a już zbliżamy się do spełnienia kolejnej przepowiedni.

 

Oto dla wszystkich miłujących pokój Umiłowanych Przywódców staje się coraz bardziej oczywiste, że trzeba będzie posprzątać po laureacie Pokojowej Nagrody Nobla, Jego Ekscelencji Baracku Husejnie Obamie, prezydencie Stanów Zjednoczonych. Jak pamiętamy, prezydent Obama dostał Pokojową Nagrodę Nobla za to, że prowadził operację pokojową w Iraku oraz misję stabilizacyjna w Afganistanie. Właściwie połowę tej nagrody powinien otrzymać poprzedni prezydent Jerzy Bush młodszy, bo to właśnie on zainicjował zarówno operację pokojową oraz misje stabilizacyjną.

 

Warto podkreślić, że od czasu, gdy Radio Erewań na pytanie zaniepokojonego słuchacza – czy będzie wojna? - odpowiedziało, iż wojny na pewno nie będzie, natomiast rozgorzeje taka walka o pokój, że nie zostanie nawet kamień na kamieniu – otóż od tego momentu nie ma już na świecie żadnych wojen, a tylko „operacje pokojowe”, „misje stabilizacyjne” ewentualnie „operacje kinetyczne” - jak np. w Libii, no i oczywiście – „walka o zwycięstwo demokracji” - jak w Syrii, gdzie tak zwani „bezbronni cywile” postanowili obalić tamtejszego tyrana nazwiskiem Baszszar Al-Asad. Wszystkie te przedsięwzięcia nie mają, ma się rozumieć, nic wspólnego z wojną, toteż wyćwiczony w politycznej poprawności komitet noblowski bez wahania przyznał Pokojową Nagrodę Nobla prezydentowi Obamie właśnie dlatego, że szczęśliwie uniknął wojen, zastępując je „operacjami pokojowymi” i „misjami stabilizacyjnymi”. 

 

Nawiasem mówiąc prezydentowi Bushowi – oprócz oczywiście walki o pokój, przyświecała jeszcze jedna idea. Jest mianowicie w USA wspólnota eklezjastyczna, która nie może już doczekać się powtórnego przyjścia Chrystusa na Ziemię  i pragnie ten moment przyspieszyć. Sęk w tym, że wspólnota ta jest przekonana, że Chrystus nie może powtórnie przyjść na Ziemię wcześniej, nim nad światem nie zapanuje bezcenny Izrael. Toteż członkowie owej wspólnoty eklezjastycznej robią wszystko, żeby ten warunek sine qua non został spełniony, a jak już zostanie spełniony, no to Chrystus przyjdzie i na świecie zapanuje pax iudaica: lew legnie obok koźlęcia, gęś dogada się z prosięciem, a każdy, komu coś się nie spodoba, zostanie usunięty do miejsc, gdzie jest „płacz i zgrzytanie zębów”, a więc miejsc podobnych do – jak się okazało – chwilowo nieczynnego obozu Buchenwald.

 

Powiadają, że były prezydent USA Jerzy Bush młodszy jest bardzo gorliwym uczestnikiem tej eklezjastycznej wspólnoty i ta okoliczność przynajmniej częściowo objaśnia nie tylko zjawiska opisane przez dwóch amerykańskich politologów: Johna Mearsheimera i Stephena Walta w książce „Lobby izraelskie w USA”, ale również wepchnięcie tylu krajów, uważanych dawniej – mniejsza o to: słusznie, czy niesłusznie – za potencjalne zagrożenie dla bezcennego Izraela. Prezydent Obama chyba w te przepowiednie o Izraelu nie wierzy, chociaż oczywiście żadnych gwarancji nie ma, bo wiadomo, że Umiłowani Przywódcy  wierzą w to, w co akurat trzeba, ale jeśli nawet uczynił to „bez swojej wiedzy i zgody”, to tak czy owak bardzo się w te wszystkie walki o pokój zaangażował. Ale wiadomo, że chociaż operacje pokojowe, to nie są żadne wojny, to jednak pewne podobieństwa między nimi a wojnami jednak są – na przykład, że „człowiek strzela, a Pan Bóg kule nosi”.

 

Toteż wprawdzie prezydent Obama, podobnie jak wcześniej prezydent Jerzy Bush młodszy, chciał dobrze – ale co z tego, kiedy wszystko wyszło jak zawsze? Bezbronni cywile w Syrii, podobnie jak przeciwnicy reżymu straszliwego Saddama Husajna w Iraku, czy płomienni libijscy demokraci, sfrustrowani opóźnieniami w oczekiwanych procesach dziejowych, postanowili je przyspieszyć, ale po swojemu. W tym celu proklamowali Państwo Islamskie, które rozpoczęło spektakularną ekspansję, połączoną w wyrzynaniem mieszkających tam chrześcijan. Czy zagłada chrześcijan jest również warunkiem opanowania świata przez bezcenny Izrael – tego na razie jeszcze nie wiemy, ale ufamy, że w stosownym momencie zostanie nam to objawione.

 

Wykluczyć tego nie można, bo w obliczu zagłady chrześcijan na Środkowym i Bliskim Wschodzie, autorytety moralne nabrały wody w usta, jakby dostały kategoryczny rozkaz od swoich oficerów prowadzących. Jak tam było, tak tam było, zawsze jakoś było – więc zanim objawienie nie nastąpi, nie żałujmy sobie i domyślajmy się, ile tylko wlezie. Jest to tym bardziej uprawnione, że Jego Ekscelencja Grzegorz Dziemidowicz, były ambasador RP w Kairze i Atenach, występując niedawno w telewizji powiedział w niepojętym przypływie szczerości, że gdyby straszliwy reżym syryjskiego prezydenta Baszszira Al-Asada został obalony, to w Syrii nastąpiłaby krwawa łaźnia, której ofiarą padliby przede wszystkim tamtejsi chrześcijanie.

 

Tymczasem prezydent Obama, najwyraźniej kierując się prostą orwellowską zasadą, że „cztery nogi dobre, dwie nogi złe”, wprawdzie nieustannie kombinuje, jakby tu syryjskiego tyrana unicestwić, ale jednocześnie jakoś podtrzymać, bo syryjski tyran walczy również z Kalifatem, straszliwym dżinem, którego prezydent Obama przy pomocy żydowskiego arywisty Mikołaja Sarkozy`ego, co to dochrapał się stanowiska prezydenta Francji, nieopatrznie wypuścił z butelki i teraz rozpaczliwie próbuje wepchnąć go tam z powrotem – niestety bezskutecznie.

 

W tej sytuacji każda pomoc wydaje się na wagę złota, więc kiedy zimny ruski czekista Putin zgłosił akces do antyislamskiej koalicji, prezydent Obama z radości niemal nie zniósł jaja, niczym w 1941 roku Winston Churchill na widok Józefa Stalina w koalicji antyniemieckiej. Kombinacja jest taka: zimy ruski czekista Putin zacznie wojować z Kalifatem na lądzie, mając nadzieję zepchnięcia islamskich bojowników w – jak to nazywa Biblia - „miejsca bezwodne”, podgarnie ich tam na kupkę i przykładnie wymłóci.

 

Co z tego będzie miał? Tego, ma się rozumieć nie wiemy, ale skoro jesteśmy skazani na domysły, to nie żałujmy sobie i się domyślajmy! Ja na przykład domyślam się, że zimny ruski czekista najsampierw potężnie wesprze syryjskiego tyrana,  w zamian za rozmaite tyrańskie, a korzystne dla Rosji koncesje w Syrii i okolicach – przeciwko czemu prezydent Obama nie będzie mógł wierzgać, boć przecież syryjski tyran będzie „sojusznikiem naszego sojusznika”. Ale to dopiero początek, bo wydaje mi się, że zimny ruski czekista będzie też chciał jakichś amerykańskich koncesji na Ukrainie.

 

Na ten trop naprowadził mnie rozpaczliwy apel żydowskiego finansowego grandziarza Jerzego Sorosa, który podniósł klangor, by „cały świat” zmobilizował się gwoli „ratowania Ukrainy”. Przed czym „cały świat” ma „ratować Ukrainę”, kiedy przecież wszystko idzie tam ku lepszemu – o czym każdy może dowiedzieć się jak nie z żydowskiej gazety dla Polaków, to od pani red. Justyny Pochanke z  TVN, którą podejrzewam (oczywiście stację, a nie panią red. Pochanke) o niebezpieczne związki z RAZWIEDUPR-em – że prezydent Poroszenko i premier Arszenik Jaceniuk niechybną ręką, podobną do tej, którą szczycił się Gienrich Jagoda, prowadzą Ukrainę ku świetlanej przyszłości?

 

Widocznie jednak żydowski grandziarz wie coś, czego nie wie ani pan red. Michnik, ani pani red. Pochanke, ani resortowa „Stokrotka”, ani nawet pan Paweł Kowal sprawiający wrażenie charge d`affaires Prawego Sektora na Polskę – widocznie obawia się utracić ukraińskie alimenty, a być może -  nawet załamania projektów uczynienia z tego nieszczęśliwego kraju zamorskiej kolonii bezcennego Izraela w Europie – podobnie jak naszego nieszczęśliwego kraju? Czyż nie dlatego ponownie puszczony został w ruch „światowej sławy historyk”, dr Jan Tomas Gross, by dać krajowej piątej kolumnie kolejny impuls w aplikowaniu mniej wartościowemu narodowi tubylczemu „pedagogiki wstydu” - bo jeśli nie Ukraina, to niech przynajmniej będzie Polska?

 

Aż się w głowie kręci od prawdopodobnych następstw przekształcenia się zimnego ruskiego czekisty Putina w „sojusznika naszych sojuszników”, zwłaszcza, że w tych nowych okolicznościach również „nasze sukinsyny”, których listę Amerykanie kończą właśnie kompletować, będą musieli ćwierkać z innego klucza, podobnie jak pan Tadeusz Grzesik z judeochrześcijańskiego portalu „Fronda” - bo inaczej przyjdzie do niego w nocy szatan i porwie go prosto do piekła.

 

Stanisław  Michalkiewicz

 

© WSZYSTKIE PRAWA DO TEKSTU ZASTRZEŻONE. Możesz udostępniać tekst w serwisach społecznościowych, ale zabronione jest kopiowanie tekstu w części lub całości przez inne redakcje i serwisy internetowe bez zgody redakcji pod groźbą kary i może być ścigane prawnie.

Źródło: prawy.pl

Sonda

Wczytywanie sondy...

Polecane

Wczytywanie komentarzy...
Przejdź na stronę główną